Arsenal - Chelsea LIVE! Rozkładamy derby Londynu na czynniki pierwsze

Marek Koktysz
Sezon angielskiej Premier League jeszcze na dobre nie wystartował, a kibice już mogli cieszyć się efektownymi starciami kandydatów do mistrzowskiego tytułu. Sobotni mecz Arsenalu z Chelsea będzie pierwszym w tym sezonie hitem, którego dodatkową stawką będzie dominacja w Londynie.

Arsenal Londyn - żelazna defensywa i otwarty worek z bramkami

Gospodarzami sobotniego starcia tytanów będzie drużyna z Emirates Stadium. "Kanonierzy" liczą na powtórzenie osiągnięcia sprzed roku, kiedy to zdemolowali "The Blues" na ich własnym obiekcie 5:3. Patrząc na dotychczasowe wyniki Arsenalu w sezonie 2012/2013 nie wydaje się by byli słabsi niż przed rokiem. Jak dotąd pozostają niepokonani, nie tylko w rozgrywkach ligowych, ale także rodzimych pucharów oraz Lidze Mistrzów.

Bezbramkowy początek zmagań w Premiership nie zapowiadał tak udanego startu "The Gunners". Londyńczycy dwukrotnie remisowali z przeciętnymi drużynami – Sunderlandem i Stoke City – nie strzelając przy tym żadnej bramki. Nad klubem z Ashburton Grove zaczęły zbierać się czarne chmury, a niemoc w strzelaniu goli miała być efektem odejścia Robina van Persiego. Worek z bramkami rozwiązał się na Anfield, gdzie Arsenal pewnie pokonał słabo spisujący się Liverpool. Potem Kanonierzy rozstrzelali się już na dobre. Właśnie na Emirates rozgromili beniaminka ligi – Southampton – aż 6:1. Tego dnia również stracili pierwszą bramkę w sezonie. Fantastyczna postawa defensywy Londyńczyków to według Arsena Wengera zasługa nowego asystenta trenera – Steve’a Boulda. Drugi trener "Kanonierów" zbiera pochlebne noty nie tylko od Francuza, ale też od samych zawodników. Ostatnim piłkarzem, który pochwalił Boulda był Theo Walcott. Wcześniej w samych superlatywach mówili o nim Kieran Gibbs czy Mikel Arteta.

Efekty pracy Boulda były niesamowite, ale nie wystarczyły na silniejszych przeciwników. "The Gunners" nie oparli się Manchesterowi City, który jako drugi zespół w lidze zdołał strzelić im gola. Mimo wszystko Arsenal wyszedł z tego obronną ręką, bo wywiózł z Etihad Stadium jeden punkt.

Mecz z Chelsea będzie dla zawodników Wengera kolejnym sprawdzianem, który pokaże czy są w stanie rywalizować z finansowymi potentatami o najwyższe cele. Jak dotąd na własnym stadionie Arsenal rozegrał dwa mecze. Jeden zremisował, drugi wygrał. "Kanonierzy" strzelili na Emirates aż sześć bramek. Stracili tylko jedną. Oddali w sumie 34 strzały na bramkę przeciwnika. Na własnym obiekcie grają wyjątkowo czysto. Jak dotąd na Emirates sędzia nie obdarował kartką żadnego piłkarza z armatką na piersi.

Szkoleniowiec Kanonierów może być zadowolony także z braku poważniejszych kontuzji w swoim zespole, z czym zawsze było przy Ashburton Grove krucho. Od dłuższego czasu urazy leczą Tomas Rosicky, Bacary Sagna i Jack Wilshere. Ten ostatni wrócił już do treningów z pełnym obciążeniem, a w poniedziałek zagra w meczu rezerw z West Bromwich Albion. W sobotę zabraknie jednak polskiego duetu – Wojciech Szczęsny i Łukasz Fabiański wciąż leczą swoje kontuzje. Między słupkami pojawi się zatem młody Włoch Vito Mannone, który w ostatnich meczach spisuje się lepiej niż oczekiwano. Jak na piłkarza niedoświadczonego radzi sobie naprawdę nieźle. Nie wiadomo jeszcze czy w derbowym pojedynku zagra kapitan zespołu, Thomas Vermaelen, który nabawił się drobnego urazu.

Chelsea Londyn - piorunujący start i zadyszka?

Przyjrzyjmy się teraz drużynie Chelsea, prowadzonej przez Roberto di Matteo. Były zawodnik "The Blues" miał być trenerem przejściowym po bardzo nieudanej przygodzie z londyńskim klubem Andre Villasa-Boasa. Włoch nie naprawił wszystkich szkód, które wyrządził jego poprzednik, ale osiągnął sukces, którego się nie spodziewano. Obdarzony kredytem zaufania przez Romana Abramowicza poprowadził Chelsea do finału Ligi Mistrzów. Teraz może sobie dopisać do swojego trenerskiego CV, że pod jego wodzą zespół z Londynu po raz pierwszy wygrał Champions League. W sezonie 2011/2012 szkód w lidze nie udało się już naprawić, choć piłkarze ze Stamford Bridge walczyli do końca. Ostatecznie zakończyli sezon na szóstym miejscu w ligowej tabeli.

Kiepskie miejsce w zestawieniu drużyn Premier League, kibicom osłodziły dwa puchary – ten wspominany wcześniej oraz Puchar Anglii. Te sukcesy na nowo rozbudziły w bogatym prezesie chęć podboju Europy. A to z kolei zaowocowało transferami Edena Hazarda i Oscara, a także Victora Mosesa czy Césara Azpilicuety.

Dobry start nowego sezonu w lidze sprawił, że wielu z marszu okrzyknęło zdobywcę Ligi Mistrzów faworytem do zdobycia tytułu mistrza Anglii. "The Blues" zaczęli od pewnej wygranej (2:0) z Wigan. Następnie, prawie równie mocno jak Arsenal, zniszczyli beniaminka ligi, tym razem Reading, 4:2. Potem przyszło zwycięstwo z objawieniem zeszłego sezonu – Newcastle United (2:0). Ostatnie dwa ligowe pojedynki w wykonaniu Chelsea nie były już jednak wybitnie spektakularne. "The Blues" bezbramkowo zremisowali z Queens Park Rangers, a w ostatniej kolejce męczyli się na własnym obiekcie ze Stoke, które ostatecznie pokonali skromnie 1:0.

Sprawdźmy teraz, jak Chelsea spisuje się na wyjazdach. Podobnie jak "Kanonierzy" na własnym obiekcie, tak "The Blues" w meczach poza Stamford uzyskali jak dotąd 4 punkty. Podopieczni Roberto di Matteo nie stracili w tych spotkaniach ani jednej bramki, ale strzelili zaledwie dwie. Włoski menedżer nie musi się martwić problemami związanymi z kontuzjami, bowiem wszyscy piłkarze są zdrowi i w pełni sił. Jedynie sytuacja Daniela Sturridge’a pozostaje niejasna, ale jego szanse na grę w sobotę są nikłe. Chelsea oddała na wyjeździe 18 strzałów, miała jednego karnego, a jej zawodnicy obejrzeli cztery żółte kartki. "The Blues" wciąż nie stracili bramki poza swoim stadionem.

Zarówno Chelsea, jak i Arsenal na „rozgrzewkę” przed derbami przystąpiły do meczów w ramach Capital One Cup (dawniej znany jako Carling Cup). Obie ekipy rozniosły swoich rywali (Arsenal 6:1 Coventry, Chelsea 6:0 Wolves). Trenerzy obu londyńskich zespołów dali w tych meczach szansę na grę zawodnikom z rezerw.

Kto ma więcej siły w środku pola?

Kluczowe role w obydwu zespołach pełnią środkowi pomocnicy, którzy biorą na siebie ciężar rozgrywania akcji. Zarówno w Chelsea, jak i w Arsenalu najważniejszymi postaciami w środku boiska są Hiszpanie. W zespole "The Gunners", jeszcze sezon temu schedę po Cescu Fabregasie przejął Mikel Arteta i to na jego barkach spoczywało konstruowanie akcji. Odciążał go nieco Alex Song, który choć był defensywnym pomocnikiem, to bardzo często podłączał się do akcji ofensywnych. Teraz, kiedy Kameruńczyk odszedł do Barcelony, jego właściwą rolę (czyli defensywną) przejął właśnie Arteta. Natomiast w miejsce Hiszpana przybył jego rodak – Santi Cazorla. Były zawodnik Malagi bardzo płynnie włączył się do zespołu i już pełni w nim kluczową rolę.

Po drugiej stronie barykady mamy Juana Matę. Mieszkaniec Półwyspu Iberyjskiego miał nawet swojego czasu dołączyć do Arsenalu. Media mówiły o tym wówczas bardzo głośno, pomocnik był już ponoć na testach medycznych. Jednak reprezentanta mistrzów Europy i Świata tuż sprzed nosa podebrali włodarze Chelsea i było to bardzo dobre posunięcie. Mata szybko zaaklimatyzował się w drużynie i zaczął pełnić w niej kluczową rolę, jako rozgrywający.

Santi Cazorla vs Juan Mata

W statystycznym porównaniu dużo lepiej wypada Santi Cazorla. W nowoczesnym futbolu rola kreatora gry jest bardzo ważna, a niekiedy kluczowa. Właśnie dominacją w środku pola Arsenal może zagrozić "Niebieskim". Zarówno Santi, jak i Mata mają za sobą występy w pięciu meczach ligowych. Cazorla zainkasował więcej asyst (3) i goli (1) niż jego rodak (odpowiednio 1 i 0). Zawodnik Arsenalu wymienia również więcej podań, które co najważniejsze są celne i prowadzą do bramek lub chociaż stwarzają groźne sytuacje. Cazorla częściej też oddaje strzały.

Santi Mata

Historia spotkań Chelsea z Arsenalem

Teraz trochę historii, również tej nieszczególnie odległej. W sezonie 2011/2012 Arsenal i Chelsea spotkały się tylko dwa razy, obydwa mecze toczyły się w ramach rozgrywek ligowych. Pierwszy z nich przeszedł już niejako do historii. Nic nie wskazywało na to, że 29 października 2011 roku "The Blues" mogą zostać aż tak dotkliwie pobici na własnym stadionie. Kanonierzy rozpoczęli prawdziwe bombardowanie bramki Petra Cecha, który aż pięć razy musiał wyciągać piłkę z siatki. Gospodarze próbowali odpowiedzieć, ale udało im się pokonać Wojtka Szczęsnego tylko trzy razy. Triumfował Arsenal i Londyn zrobił się czerwony.

Drugie spotkanie w tamtym sezonie (21.04.2012) diametralnie różniło się klasą od pierwszego. Wyszło na to, że piłkarze jednej i drugiej drużyny wystrzelali się na Stamford. Na Emirates nie padła już bowiem ani jedna bramka.

W ogólnej statystyce lepiej wypadają "Kanonierzy", którzy w całej swojej historii (w rozgrywkach ligowych) wygrali ze swoim lokalnym rywalem aż 61 razy. Chelsea zgarniała trzy punkty w 44 meczach. Remis padł w 45 spotkaniach. W ciągu ostatnich pięciu lat lepszym zespołem był ten z niebieskiej części stolicy Anglii. Zdobywcy Ligi Mistrzów wygrali pięć ligowych spotkań z Arsenalem, przegrywając cztery razy. Co ciekawe, remis padł tylko raz – w ostatnim sezonie. Na własnym obiekcie Arsenal nie przegrał z "The Blues" od sezonu 2009/2010, kiedy został pokonany 3:0.

To tylko statystyka, a wszystko weryfikuje boisko i dyspozycja dnia. Jak będzie tym razem przekonamy się w sobotę o godzinie 13:45. Zapraszamy na relację LIVE z tego spotkania!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24