Cuda ogłaszają, czyli o pracy Franciszka Smudy w Wiśle

Mateusz Kostecki
Gdy w trakcie trwania poprzedniego sezonu w mediach zaczęło być głośno, że Smuda ma zostać trenerem Wisły, kibice na młynie śpiewali „każdy to powie, nie chcemy Smudy w Krakowie”. Minęło kilka miesięcy i śpiewają „Lidera mamy…”.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobił Smuda po przyjściu do Krakowa była zapowiedź, że o walce o utrzymanie nie chce słyszeć. Później dopiero zaczął narzekać, że skład ma słaby, a wzmocnień nie widać. Smuda musiał wykorzystać to co dostał, a na pierwszy rzut oka nie był to zbyt dobry materiał.

Michał Miśkiewicz już w tamtym sezonie zastąpił Pareikę, w kilku meczach pokazał się z dobrej strony, ale można było obawiać się o jego postawę. Bardzo słaba gra nogami i słaba gra na przedpolu sprawiały, że Smuda chciał nowego bramkarza. Poszukiwania się nie udały, więc Smuda wraz z trenerem bramkarzy Muchińskim musiał sobie wyszkolić przyzwoitego bramkarza i wyszło im to bardzo dobrze. Dzięki dobremu refleksowi i instynktowi ludzie zapominają o wadach „Miśka”. Kilka razy w tym sezonie Miśkiewicz już Wisłę uratował.

W poprzednim sezonie Wisła miała piątą najlepszą obronę w lidze. Pomimo braku wzmocnień w tej formacji, wygląda to zdecydowanie lepiej. Strzałem w 10 było przeniesienie Gordana Bunozy na lewą obronę. W tej chwili nie ma lepszego lewego obrońcy w lidze niż Bośniak, który jest nie do przejścia w obronie i bardzo lubi włączać się do akcji ofensywnych. Jedyną rzucającą się w oczy wadą, jest słaba jakość dośrodkowań i nad tym elementem musi on jeszcze popracować.

Gra Arkadiusza Głowackiego w tym sezonie to profesura. Na tę chwilę nie ma lepszego stopera w Polsce, a gra doświadczonego obrońcy wpływa na resztę kolegów. Marko Jovanović gra solidnie, a absolutnym zaskoczeniem jest postawa Łukasza Burligi. Porównując z tamtym sezonem, pochodzący z Suchej Beskidzkiej obrońca, gra 3 razy lepiej i nie odstaje od kolegów z drużyny, co w tamtym sezonie często mu się zdarzało.

Ciężkie zadanie dostał Ostoja Stjepanović. Nie dość, że musi zastąpić legendę, jaką jest Radosłąw Sobolewski, to odszedł jeszcze Cezary Wilk. Michał Nalepa nie zachwyca w roli defensywnego pomocnika, przez co jedynym kandydatem do czasu powrotu do pełnej sprawności Alana Urygi zostaje Macedończyk. Wykonuje on dobrą robotę w defensywie, a największym jego mankamentem jest ślamazarność. Gra za wolno jak na polską ligę, za długo myśli, przez co zdarzają mu się głupie straty.

Wielu kibiców chciało odejścia Łukasza Garguły już od jakiegoś czasu. W rundzie wiosennej poprzedniego sezonu "Guła" miał przebłyski, a w tym sezonie gra dobrze, a nawet bardzo dobrze. Poprawnie układa mu się współpraca z Michałem Chrapkiem i Pawłem Brożkiem. W środku pola Wisła ma dwóch zawodników od prostopadłych podań, Gargułę i Chrapka. 21-letni pomocnik zrobił pod okiem Smudy duży postęp. Widać, ze jest dobrze przygotowany do sezonu. Za Kulawika, po 45 minutach gry nie miał sił, a u Smudy może biegać, biegać i biegać.

Przejdźmy już do napastników, a właściwie napastnika. Brożek odczarował Wisłę, dodał jej nową jakość. Dobrze współpracuje z kolegami, a nie jak kiedyś stoi i macha rękami. "Broziu" z wojaży zagranicznych wrócił jako piłkarz lepszy, dojrzalszy.

Nie wiadomo jak będą wyglądać najnowsze wzmocnienia. Donald-Wilde Guerrier ma bardzo mocne wejście do zespołu, jego pierwszy mecz był bardzo dobry, ale nie ma się co podpalać. Najlepszym przykładem na to jest Dudu, który też w debiucie strzelił bramkę. Możliwe, że do Wisły dołączy też Marcinho. Z tego co można przeczytać o tym zawodniku, przypomina on stylem gry Jeana Paulistę, czyli jest ofensywnym pomocnikiem. To dalej nie zmienia faktu, że Wiśle brakuje napastnika.

Wiadomo, że nie może być tylko pozytywnie. Martwi postawa skrzydłowych, a szczególnie Emmanuela Sarkiego. Miał być on motorem napędowym tej drużyny, a stracił miejsce w składzie na rzecz Rafała Boguskiego. Trochę lepiej od nich wygląda Patryk Małecki, ale wszyscy wiemy, że potrafi on grać zdecydowanie lepiej. „Mały” musi odnaleźć tę dynamikę, którą miał kilka lat temu.

Ten sezon nie wyglądałby jak wygląda, gdyby Wiśle i Smudzie nie sprzyjało szczęście. Ta drużyna nie zbudowałaby się tak szybko, gdyby np. Trytko pokonał Miśkiewicza. Wtedy nie poszłaby kontra i nie byłoby karnego dla Wisły. Może się wydawać, że to był impuls, który popchnął tę drużynę do przodu. Szczęście w sporcie jest potrzebne, a szczęście sprzyja lepszym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24