Dzalamidze kontra Saganowski. Która z gwiazd lepiej wytrzyma ciężar derbów?

Paweł Hochstim/Dziennik Łódzki
Młody chłopak z Gruzji, którego gra w piłkę najwyraźniej bawi i powoli zbliżający się do końca kariery piłkarz, który ma za sobą grę w Lidze Mistrzów, reprezentacji Polski i silnych ligach europejskich. Gdy jeden się rodził, drugi już miał dziewczynę i mówiło się o nim, że będzie wielkim piłkarzem.

Widzew Łódź - ŁKS Łódź - relacja NA ŻYWO od 18.30 w Ekstraklasa.net!

Nika Dzalamidze i Marek Saganowski to dwaj najłatwiejsi do wskazania ewentualni bohaterowie dzisiejszych derbów Łodzi. Obaj zdecydowanie wyróżniają się w swoich drużynach. Chyba nikt się nie obrazi, jeśli nazwiemy ich najlepszymi piłkarzami łódzkich drużyn.

Gdy Dzalamidze urodził się w miejscowości Oczamczyra w Abchazji, Saganowski zbliżał się do czternastych urodzin, a trenerzy drużyn młodzieżowych w ŁKS mówili, że trafiła im się perełka. Że to będzie piłkarz pełną gębą. Po prostu gwiazda. Nic więc dziwnego, że w ekstraklasie zadebiutował nie mając jeszcze skończonych siedemnastu lat. Zanim jeszcze odebrał dowód osobisty, był już piłkarzem wielkiego Feyenoordu Rotterdam, a kilka miesięcy później kupił go Hamburger SV. To najlepiej oddaje skalę talentu, z jakim mieliśmy do czynienia.

Gdy "Sagan" zakładał koszulkę Feyenoordu, Nika chodził do przedszkola w gruzińskim Zugdidi. Tam przeniosła się jego rodzina, uciekając przed wojną. Dzalamidze był za mały, by to pamiętać, ale kto wie, czy to nie wtedy kształtował się jego charakter. - Jest bezczelny i pewny siebie - mówią o nim w Widzewie. Może dlatego nie przejmuje się, gdy wszyscy dookoła zarzucają mu, że gra egoistycznie. Zresztą trudno Gruzina za to ganić - w naszej bezbarwnej lidze przyjemnie jest popatrzeć na kogoś, komu piłka w grze nie przeszkadza i kto potrafi widowiskowo dryblować. I nawet jeśli czasem nie poda do lepiej ustawionego kolegi, to i tak dodaje tej lidze kolorów. Jest jedną z tych postaci, którą ogląda się chętnie. I która sprawia, że są jeszcze ludzie, którzy wolą pójść na polski stadion i moknąć w deszczu, niż w zaciszu domowym obejrzeć hitowy mecz angielskiej Premiership.

Taki sam był Saganowski - może nie w życiu, ale na boisku. Bo w życiu "Sagan" bezczelny nie był nigdy i nie znał znaczenia słowa "sodówka". Ot, zwykły, fajny gość. Taki sam, jako dzieciak, i tak sam jako dorosły facet. Ale na boisku też potrafił zachwycać w bardzo młodym wieku. Gdy w 1998 roku nie miał jeszcze dwudziestu lat, a ŁKS walczył o mistrzostwo Polski, miał potworny wypadek na motocyklu. I cała Polska wiedziała wtedy, że to bardzo osłabia ŁKS.

Czy dziś w polskiej piłce jest dwudziestolatek, którego brak znacząco osłabia drużynę walczącą o mistrzostwo? Nie ma. Ale może być - Dzalamidzie. Oczywiście tylko wtedy, gdy Widzew będzie walczył o mistrzostwo Polski lub zmieni pracodawcę. Naprawdę nie trzeba mieć wielkiej wyobraźni, bo zobaczyć Nikę w pierwszym składzie choćby Wisły Kraków.

I Saganowski, i Dzalamidze są zaprogramowani na sukces. Marek pochodzi z biednej rodziny i już jako dziecko wiedział, że tylko piłka może dać mu lepsze życie. Czy żyjący na gruzińskiej prowincji Nika mógł myśleć inaczej? Tym bardziej, że w jego rodzinie pracuje tylko ojciec, który jest trenerem drużyn młodzieżowych. Dzalamidze, podobnie jak Saganowski na początku swojej kariery, może stać się głównym żywicielem rodziny.

Gdy "Sagan" debiutował w Feyenoordzie, miał niespełna 18 lat. Gdy Dzalamidze trafiał do wielkiego rosyjskiego klubu CSKA Moskwa, był ledwie kilka miesięcy starszy, ale już wcześniej był na testach w Benfice Lizbona. Tam się na nim nie poznali, podobnie zresztą jak w Moskwie. Gruzin nie przebił się do pierwszego zespołu CSKA i postanowił dać sobie spokój z podbojem Rosji. Być może w tym momencie zaszkodziła mu tak jego bezczelność, bo sam mówi, że czuł się zbyt dobry, by nie grać. I dlatego nie czuł się wyróżnionym, że dwa razy pojechał na zgrupowanie z pierwszym zespołem CSKA. Nie chciał grać w rezerwach, z których mógł się przebić. Chciał grać, więc odrzucił propozycję dłuższej umowy w CSKA. Trzeba mieć charakter, by zrezygnować z kontraktu w takim klubie.

Pierwszy kontakt z wielkim futbolem Saganowski i Dzalamidze mieli więc podobny. Wprawdzie "Sagan" zagrał w siedmiu meczach Feyenoordu i trzech HSV, ale furory też tam nie zrobił, więc wrócił do Polski. Także do Polski trafił po odejściu z Moskwy Dzalamidze. I wyróżnia się w lidze tak, jak czternaście lat temu Saganowski. Dziś można się zakładać, że trafi kiedyś do silnego zachodniego klubu. Nie tylko dlatego, że potrafi grać w piłkę, ale dlatego, że nie wystarcza mu tylko niezły kontrakt w Polsce i miano lokalnej gwiazdy. Gdyby miał mentalność większości młodych polskich piłkarzy, nigdy z własnej woli nie odszedłby z CSKA.

Dziś oczywiście karier Saganowskiego i Dzalamidze nie da się porównać, ale trzeba pamiętać, że Nika swoją dopiero zaczyna, a Marek powoli kończy. Gdy jednak patrzy się na ich grę, nie widać tej różnicy. Dzalamidze popisuje się, jakby kilkanaście lat grał w seniorskiej lidze, a Saganowski walczy tak ambitnie, jakby dopiero próbował się pokazać. Wystarczyło popatrzeć na radość po golach w dwóch ostatnich meczach - z Zagłębiem w Lubinie i z Podbeskidziem Bielsko-Biała w Łodzi. A wcześniej na złość po kolejnych meczach bez bramki.

W dzisiejszych derbach na stadionie Widzewa to w nich pokładać największe nadzieje będą fani obu drużyn. I słusznie, bo zarówno Dzalamidze, jak i Saganowski jedną akcją mogą ten mecz rozstrzygnąć. Pewnie bardziej zmotywowany będzie Saganowski, bo cała wiedza Dzalamidze o ŁKS kończy się na tym, że to nowy klub w ekstraklasie z tego samego miasta. W derbach Łodzi jeszcze nigdy nie zagrał.

Z kolei Saganowski, wychowanek ŁKS, wie doskonale, co oznacza rywalizacja z Widzewem. Od dziecka deklaruje swoją sympatię do drużyny z al. Unii, a w dodatku jeszcze kilka sezonów spędził w Legii Warszawa, więc na Widzewie jest znienawidzony. Kiedyś, gdy był piłkarzem Odry Wodzisław, poo zwycięskim meczu na Widzewie zdjął koszulkę i cały stadion zobaczył, że pod trykotem odry miał t-shirt z napisem ŁKS. Wraz ze swoimi dwoma kolegami, też byłymi graczami ŁKS Arturem Kościukiem i Arielem Jakubowskim, zapłacili za to zachowanie wielkie kary. I pewnie się tego spodziewali, ale miłość do ŁKS i chęć dodatkowego zagrania na nosie widzewiakom w nich wtedy zwyciężyła.

Ale może dzięki tej różnicy w podejściu do derbów, to Gruzinowi będzie łatwiej grać. Dzalamidze będzie na pewno spokojniejszy od Saganowskiego. Ma mniejsze doświadczenie, ale za to większą fantazję. Albo inaczej - ma taką fantazję, jak "Sagan" kilkanaście lat temu.

Na boisku Saganowski i Dzalamidze mają inne role, ale obaj są motorami napędowymi swoich zespołów. "Sagan" to podbramkowy lis, który czyha na okazję, by trafić do bramki. Gruzin z kolei jest kreatorem ofensywnej gry swojego zespołu.

Szkoda, że nigdy nie zobaczymy, jak Dzalamidze grałby razem z Saganowskim, bo to mogłaby być ofensywna siła numer jeden w polskiej lidze. Ale Nika do ŁKS nigdy nie trafi, a z kolei Marek z ŁKS już nigdy nie odejdzie...

DERBY ŁODZI - wszystko o meczu Widzewa z ŁKS

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24