Korzeniowski: Uczymy, jak zarabiać na stadionach

Hubert Zdankiewicz
Robert Korzeniowski mocno zaangażował się w sprawy związane z Euro 2012
Robert Korzeniowski mocno zaangażował się w sprawy związane z Euro 2012 Krzysztof Szymczak / Polskapresse
- Na całym świecie są miejsca, w których spotykają się ludzie świata biznesu. Dlaczego więc nie ściągnąć ich na stadiony - uważa Robert Korzeniowski, czterokrotny mistrz olimpijski, obecnie doradcą UEFA w zakresie PR i marketingu programu pakietów korporacyjnych Hospitality na arenach Euro 2012.

Co Pan, były chodziarz, robi w piłkarskim biznesie?
Znam produkt. Bywałem gościem UEFA na meczach Ligi Mistrzów i Euro 2008. Mieliśmy również kontakty biznesowe w czasach, gdy byłem szefem redakcji sportowej TVP. UEFA poszukiwała człowieka, który czuje wagę emocji wzbudzanych przez sport. A to, że nie byłem piłkarzem, jest tu nawet atutem, bo mam do całego przedsięwzięcia trochę dystansu. Przyjąłem propozycję z zaciekawieniem, bo lubię wprowadzać nowe standardy.

Na czym polegają?
Na nowym podejściu. Do tej pory na polskich stadionach można było spotkać tzw. VIP-ów. To określenie zrobiło u nas zawrotną karierę. Dla nas oczywiście każdy klient również jest very important person, ale my nie rozdajemy przywilejów. VIP-em albo się jest, albo nie. To wynika np. z pełnionej funkcji politycznej. Podczas Euro VIP-ami będą goście UEFA, których obsługuje się zgodnie ze specjalnym protokołem. Tego nie da się kupić.

A was się da?
My nie rozdajemy przywilejów. Zapraszamy na warunkach biznesowych do uprzywilejowanych stref na stadionach. Oczywiście jeśli jakiś polityk będzie chciał skorzystać z naszych usług, to też go obsłużymy.

Każdy może zostać VIP-em?
Nie do końca. Club Prestige Euro 2012 dotyczy tylko czterech procent miejsc na ośmiu stadionach, które będą arenami Euro. W sumie 60 tys. miejsc. Cena też jest odpowiednia do standardów, jakie oferujemy. Niemniej faktycznie - każdy może sobie kupić taki pakiet.

A w czym jesteście tacy wyjątkowi?
Zacznę może od tego, że do tej pory w ogóle nie było możliwe wdrażanie w Polsce takiego programu. Nie było stadionów, które mogły by sprostać wymaganiom UEFA. Mamy dwa rodzaje produktów. Pierwszy to pakiet Club Prestige Gold. Obejmuje miejsca pierwszej kategorii na stadionie wyodrębnione spośród ogólnodostępnych sektorów. Zintegrowaną z trybuną strefę cateringu i rozrywki. Goście mogą zarezerwować stolik. Mają otwarty bar, wszystko wliczone w zakres usługi, muzyka na żywo, konkursy, pokazy. Takie stadionowe all inclusive.

A drugi pakiet?
To Club Prestige Platinium. Różnica polega na tym, że strefą dla gości są tu tzw. skyboxy. Duże, przeznaczone - w zależności od ich rozmiarów - dla 8-36 osób, ekskluzywne i zamknięte loże z widokiem na płytę boiska i dostępem do odpowiedniej liczby foteli usytuowanych przed skyboxem. To jest ta nowa i ściśle wystandaryzowana jakość. Rozbudowany serwis, w którym klient ma wszystko na miejscu. Nie musi np. przemieszczać się na stadion z restauracji i martwić się, że utknął w korku. Dzięki nam może już dziś dokładnie zaplanować, na jakie chce wybrać się mecze i kogo na nie zaprosić. Warto też podkreślić, że podczas Euro 2012 żadna inna firma nie będzie miała prawa oferować miejsc biznesowych i serwisu hospitality na stadionach.

Żadna? Pytam, bo jakiś czas temu doszło do przepychanki pomiędzy PZPN a operatorem Stadionu Narodowego. Chodziło o prawa do wynajmu lóż na mecz Polski z Niemcami [przeniesionym do Gdańska]. Część mediów stanęła po stronie Narodowego Centrum Sportu. Padały argumenty, że właściciele stadionów mają prawo na nich zarabiać również w czasie takich imprez jak Euro 2012. Że to norma.
Jeśli sprawa dotyczy PZPN, to część mediów automatycznie staje po drugiej stronie barykady. Tyle, że norma jest inna. Przynajmniej na takich imprezach jak mistrzostwa Europy. Organizator, którym jest UEFA, przejmuje wówczas całkowitą kontrolę nad stadionami. Podam przykład. Załóżmy, że firma X kupiła od właściciela stadionu skybox. Jeżeli nie kupi go jeszcze raz od nas, to na czas Euro będzie musiała się spakować i wynieść. Owszem, wspólnie z operatorami stadionów daliśmy tym firmom prawo pierwokupu ich lóż, ale te, które jeszcze się nie zdecydowały, ryzykują, że w trakcie turnieju ich miejsce zajmie ktoś inny.

Skoro jesteśmy przy sporach prawnych, to zapytam o kolejny, też dotyczący stadionu. Co Pan sądzi o zachowaniu władz Warszawy, które chciały podać do sądu właścicieli Legii za to, że sprzedali prawa do używania nazwy stadionu?
Z tego, co wiem, nie chodzi o samą nazwę, tylko o zyski, którymi Legia nie musi się dzielić.

Dokładnie.
Nie znam wszystkich szczegółów sprawy, ale wszystko wskazuje na to, że władze miasta same są sobie winne. Mogły zastrzec to w umowie dzierżawy. Jeżeli urzędnik miasta nie ma dostatecznej bystrości, by zauważyć, że sprzedawanie nazw stadionów to powszechna praktyka, i nie ma przy tym dość wyobraźni, by zasięgnąć w tej sprawie opinii fachowców, to potem wychodzą takie historie. Ciekawe, ile potrzeba jeszcze takich doświadczeń, zanim uświadomimy sobie, że planując biznes w oparciu o sport, trzeba przewidywać trzy kroki naprzód. My, Polacy, musimy się nauczyć, jak zarabiać na nowych stadionach.

Na Euro nie zarobimy, bo zyski ze sprzedaży pakietów zgarnie UEFA.
Ale po Euro możemy. Mówię o walorze edukacyjnym. Na całym świecie są miejsca, w których spotykają się ludzie świata biznesu. Dlaczego więc nie ściągnąć ich na stadiony. Jeśli raz tu trafią i będzie im się podobać, to albo przeniosą te standardy do miejsc, z których pochodzą, albo na tych stadionach zostaną i stworzą ich właścicielom dodatkowe źródło przychodów. Niedawno rozmawiałem na ten temat z grupą wrocławskich biznesmenów. Mówili, że kupują loże na stadionie nie tylko dla siebie. Mają przeczucie, że pomagają w ten sposób miastu.

Tyle że po Euro popyt na loże zmaleje.
Ale można ściągnąć ludzi na stadiony w inny sposób. Przykład Niemiec, gdzie w 2006 r. odbyły się mistrzostwa świata, pokazuje, że to możliwe. Obroty na ich stadionach wzrosły po mundialu o 51 proc.

Tyle że my nie mamy w Polsce tak atrakcyjnego produktu jak Bundesliga.
To prawda, ale weźmy nowy stadion Legii i popatrzmy, jak kapitalnie sprzedały się tam ligowe pakiety biznesowe tylko dlatego, że powstał nowoczesny, wygodny obiekt, na którym zaczęli pojawiać się nie tylko reprezentanci "żylety". Oglądanie sportu staje się modą na całym świecie. Teraz ta moda może zawitać do Polski. Po Euro będziemy mieć wreszcie bazę, na której można budować. I to jaką. Wiele razy słyszałem, jak współpracujący z UEFA specjaliści zachwycają się Stadionem Narodowym.

Poważnie? Nasi specjaliści lamentują, że jest brzydki.
Polscy architekci, jak by to delikatnie powiedzieć, chcą zapisać swoją kartę w historii tej budowy. Rozumiem ich. Zgadzam się też z opiniami, że można było coś zrobić lepiej. Wiadomo jednak, że za wyborem takiego, a nie innego projektu stały pewne kryteria biznesowe, czasowe i architektoniczne. Nie próbujmy wymyślać prochu. Stadion powinien być przede wszystkim funkcjonalny. Jeśli będzie przy tym ładny, to super. Tyle że w kwestii estetyki osądzi nas historia. Wieża Eiffla uchodziła kiedyś za architektoniczny koszmar, a dziś trudno wyobrazić sobie bez niej Paryż.

Nie przeszkadza Panu, że na żadnym z tych stadionów nie będzie lekkoatletycznej bieżni? To ogranicza możliwości wykorzystywania ich po Euro.
Jako były lekkoatleta na pewno wolałbym, żeby było inaczej, ale bieżnia nie warunkuje dziś funkcjonalność tych stadionów.

Jak to nie? Nie będzie można zorganizować w Warszawie np. igrzysk olimpijskich.
Nie sądzę, żeby Warszawa miała na to szansę. Euro to największa impreza, jaka odbędzie się w Polsce w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat. Zamiast stawiać zamki na lodzie, skupmy się na rzeczywistości. Choć warto będzie w przyszłości powalczyć o światowe i europejskie zawody lekkoatletyczne. Te na razie najprawdopodobniej rozpoczniemy od MŚ w Ergo Arenie w 2014 r. Pamiętajmy, że Euro otworzy przed nami nowe możliwości. Nie tylko technologiczne i architektoniczne. Jest jeszcze jedna kwestia, o której mało się dziś mówi. Ludzie. Po turnieju zostanie w Polsce 2,5 tys. świetnie przeszkolonych przez UEFA wolontariuszy. To jest kapitał, na którym można budować.

Trzeba tylko umieć go odpowiednio wykorzystać.
Dokładnie. Nowymi stadionami nie mogą zarządzać lokalne biura sportu rządzone przez ludzi wybieranych z politycznego klucza. Potrzebni są fachowcy, którzy nie będą się na nich uczyć biznesu. A potem? Popatrzmy, na jak różne sposoby wykorzystywane są stadiony na świecie.

Trzeba jeszcze liczyć, by standard na Euro trzymała również nasza reprezentacja.
Mam nadzieję, że będzie. Nie tylko ja. Dobrze odzwierciedlają te nadzieje wyniki sprzedażowe. Wystartowaliśmy w kwietniu i w Warszawie pakiety Gold na trzy mecze grupowe, w tym dwa z udziałem Polaków, są już wyprzedane w stu procentach. We Wrocławiu, gdzie kadra Smudy zagra raz, w 85 proc.

A co po meczach grupowych?
Zobaczymy. Nie zakładam, że nasi piłkarze wygrają turniej, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że dojdą do ćwierćfinału. Mówię to jako kibic. Sam pan słusznie zauważył, że byłem lekkoatletą, a nie piłkarzem. (śmiech)

A co Pan powie jako mistrz olimpijski? Koszulkę z orzełkiem na piersi zakłada Eugen Polański, który jeszcze niedawno twierdził, że czuje się bardziej Niemcem niż Polakiem. Nie zgrzyta w zębach?
Nie. Być może patrzę na to trochę inaczej, bo dużo czasu spędziłem we Francji i widziałem w koszulkach z galijskim kogutem ludzi niekończenie znających na pamięć "Marsyliankę".

Ale wychowanych we Francji.
Nie zawsze. Nie mam na myśli tylko piłkarzy. Myślę, że to kwestia świadomości. Polański wychował się w Niemczech, więc to naturalne, że w sensie wychowania jest Niemcem. Tak jak Lukas Podolski czy Miroslav Klose.

Którzy grają dla Niemiec.
Pamięta pan, co się u nas mówiło i pisało, gdy podejmowali decyzje, dla kogą będą grać? Gdyby wybrali Polskę, byli by bohaterami. Dlaczego Polański ma być od nich gorszy?

Bo kalkulował. Zdecydował się na Polskę dopiero, gdy zdał sobie sprawę, że nie ma szans na grę w reprezentacji Niemiec.
A inni nie kalkulowali?

Nie mówili o tym głośno.
Zgoda, sportowcy powinni zdawać sobie sprawę, czego mówić nie wypada. Z drugiej jednak strony co to zmienia, że młody człowiek powiedział głośno to, o czym inni milczą. Żyjemy w Europie bez granic. W świecie, w którym każdy może decydować, gdzie zbuduje dom. Takich sytuacji będzie coraz więcej. Proszę się zastanowić, jak będą się zachowywać dzieci naszych rodaków, którzy wyemigrowali po 2004 r. do Anglii. Ilu od razu przyzna, że chce grać dla Polski?

Kilku może się znajdzie.
Ale reszta będzie się wahać, kalkulować. To temat trudny do zrozumienia dla kogoś, kto nie miał takich dylematów. Myślę, że jeśli Polański będzie dobrze grał w koszulce z orzełkiem, to kwestia, czy jest w nim więcej Niemca czy Polaka przestanie mieć znaczenie. On pokocha Polskę, a Polska to uczucie odwzajemni.

Rozmawiał Hubert Zdankiewicz / Polska The Times

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24