Legia o krok od kompromitacji z St. Patrick's. Radović uratował honor mistrzów Polski

Konrad Kryczka
Mieli być półamatorami z Irlandii, okazali się rywalem, który zaskoczył warszawską Legię. Mistrz Polski w doliczonym czasie uratował remis 1:1 przed własną publicznością w pierwszym meczu 2. rundy el. Ligi Mistrzów.

Zobacz więcej zdjęć z meczu Legia - St. Patrick's!

Melisa, medytacja, wdech-wydech, puszczenie pod nosem wiązanki… to tylko niektóre metody, bo sposobów na odreagowanie jest mnóstwo, a te bardzo się przydają, kiedy polskie drużyny grają w europejskich pucharach. Trudno jest bowiem przypuszczać, żeby po takim meczu fani klubu z Łazienkowskiej byli szczęśliwi i okazywali swoją radość na każdym kroku. Lekko ponad miesiąc od obrony tytułu, od wielkiej euforii, warszawianie muszą przeżyć remis na własnym stadionie z zespołem z Irlandii...

„Rywali mamy rozpracowanych”, „nikogo nie lekceważymy” – tego typu hasła docierały z Łazienkowskiej od kilku dni. Wszystko było podobno pod kontrolą i każdy piłkarz miał być skoncentrowany na jednym celu: przejściu pierwszej przeszkody w drodze do Ligi Mistrzów, czyli półamatorskiego klubu z Irlandii. Pokonanie Saint Patrick’s na własnym stadionie – wybitnie trudne być to nie powinno, ale jak widać ponad siły „Wojskowych”.

Warszawianie od początku wyglądali niemrawo, grali powoli, bez błysku i pomysłu na rozpracowanie rywali. Tak, jakby myśleli, że wszystko przyjdzie samo, więc można pozorować grę. Nie to, żeby goście z Irlandii wypadali jakoś fantastycznie, bo ani nie prezentowali finezyjnych zagrań, ani nie grali zbytnio z pierwszej piłki. Po prostu spokojnie, krok po kroku wykonywali swoją robotę. Tu odbiór, tam przebiegnięcie kilku metrów, w innym miejscu próba strzału czy centry. I jakoś im szło. Legii nie przeszkadzało to, że rywale z czasem przyciskali coraz bardziej, że pod bramką Kuciaka robi się gorąco. I w końcu gracze Saint Patrick’s musieli strzelić. Piłka do lewej, stamtąd płaska centra i zamknięcie całości przez Fagana – podręcznikowo przeprowadzona akcja. Nie tak, jak powinna, zachowała się natomiast obrona Legii. Zresztą nie pierwszy raz. Już chwilę wcześniej machnął się Astiz, niechlujnie zagrywając do Kuciaka. A po stracie bramki Hiszpan musiał ratować zespół od utraty drugiej – wtedy zdołał wybić piłkę lecącą do bramki. W drugiej połowie legioniści również mylili się w defensywie, ale tego na szczęście goście z Irlandii nie mieli serca wykorzystać.

A Legia sama się prosiła o więcej, nie bardzo zagrażając bramce rywali. Większość strzałów to mogła przerazić co najwyżej ludzi przebywających za bramką. A nie Saint Patrick’s (czy też jak mówił Radosław Majdan: Saint Louis), które grając drużynowo potrafiło zatrzymać „Wojskowych”, jednak nie przez cały mecz… W 79. minucie gola powinien zdobyć Saganowski, ale na jego drodze stanął Clarke. W doliczonym czasie gry nie pomylił się już natomiast Radović, który idealnie zmieścił piłkę w siatce, tym samym ratując drużynę ze stolicy od kompromitacji już w pierwszym meczu w europejskich pucharach.

Mecz do zapomnienia czy może jednak dobra lekcja? Jakub Kosecki przyznał po meczu w rozmowie z TVP, że powodów do zadowolenia nie ma. I wcale mu się nie dziwimy. Tydzień temu legioniści przegrali Superpuchar Polski, teraz prawie się skompromitowali w starciu z półzawodowcami, a już w sobotę czeka ich ligowa inauguracja. Podopieczni Berga muszą się zatem jak najszybciej pozbierać i do spotkania rewanżowego podejść z dużą większą koncentracją i bez lekceważenia rywali. Wydaje się, że dziś zabrakło właśnie tego, a nie umiejętności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24