Liga angielska. Trenerzy coraz częściej krytykują pracę arbitrów. "Nie mam pojęcia, z czego ten karny, chyba nikt nie ma"

OPRAC.:
Bartosz Głąb
Bartosz Głąb
Pep Guardiola krytykuje pracę sędziów.
Pep Guardiola krytykuje pracę sędziów. PAP/EPA
Liga angielska. W ostatniej kolejce Premier League nie brakowało kontrowersyjnych decyzji podejmowanych przez arbitrów. W obecnym sezonie Premier League między innymi Pep Guardiola, czy Jurgen Klopp nie szczędzą słów krytyki pod kątem sędziów.

Liga angielska. Jurgen Klopp w tym sezonie nie szczędzi słów krytyki wobec sędziów

Trenerzy drużyn angielskiej ekstraklasy coraz częściej kwestionują decyzje sędziów oraz ogólne przepisy piłki nożnej. Kolejna fala krytyki pojawiła się po kończącej się w czwartek 19. kolejce ze strony szkoleniowców Liverpoolu, Manchesteru City i Evertonu.

We wtorek Liverpool pokonał na wyjeździe Burnley 2:0, choć strzelił cztery gole. Dwa nie zostały uznane, a trener "The Reds" Juergen Klopp nie mógł pogodzić się szczególnie z tym drugim przypadkiem - do siatki trafił Harvey Elliott, ale sędziowie anulowali bramkę ze względu na pozycję spaloną Egipcjanina Mohameda Salaha, który nie dotknął piłki.

- Tylko ktoś, kto nigdy nie grał w piłkę, może uznać, że to był spalony. Będą nam tłumaczyć, że przecież to była taka sytuacja z pozycją spaloną, jakich wiele... Sędzia oglądał to przez pięć minut. To szalone. Ta decyzja jest absurdalna" - grzmiał niemiecki szkoleniowiec.

To już nie pierwszy raz w tym sezonie, gdy Kloppowi udziela się taka frustracja. Gdy 23 grudnia jego podopieczni grali z Arsenalem Londyn (1:1), ręką we własnym polu karnym zagrał Norweg Martin Oedegaard, ale ani sędzia główny Chris Kavanagh, ani żaden z arbitrów VAR nie uznali tego za przewinę godną rzutu karnego.

- Widziałem tę sytuację. Oczywiście, było zagranie ręką. Spodziewam się, że ktoś do mnie przyjdzie i wyjaśni mi, dlaczego to nie zostało tak zakwalifikowane, ale ja nie mam pojęcia. Nie twierdzę, że sędzia powinien był to zobaczyć, bo nawet nie wiem, gdzie się znajdował w tym momencie. Ale jak człowiek w studiu mógł na to spojrzeć i nie wyciągnąć wniosku, że może główny powinien to obejrzeć na ekranie - dziwił się.

W co najmniej jednej sytuacji w tym sezonie pretensje Niemca były obiektywnie słuszne. Tak było w spotkaniu z Tottenhamem Hotspur z 30 września, dotychczas jedynym przegranym ligowym meczu Liverpoolu w tym sezonie (1:2). Wówczas, przy stanie 0:0, Kolumbijczyk Luis Diaz trafił do siatki, gola anulowano ze względu na pozycję spaloną, ale analiza VAR wykazała, że spalonego nie było i należy bramkę uznać. Tyle że doszło do błędu w komunikacji z arbitrem głównym, przez co gra została wznowiona tak, jakby VAR podtrzymał jego pierwotną decyzję. Potem, zgodnie z przepisami, nie można było już wrócić do tej sytuacji.

Organ odpowiedzialny za sędziów Premier League, PGMOL, opublikował później komunikat, w którym przyznał, że został popełniony błąd.

- To był oczywisty błąd i moim zdaniem powinny istnieć rozwiązania, żeby zaradzić coś po fakcie. Skoro ich nie ma, to mogę od razu powiedzieć - a pewnie wielu ludzi nie chce, żebym to powiedział, ani jako trener Liverpoolu, ani jako osoba w jakikolwiek sposób związana z piłką nożną: sądzę, że jedynym możliwym wyjściem z tej sytuacji jest powtórzenie meczu - ocenił Klopp. Dodał od razu, że zdaje sobie sprawę, iż szansa na to jest minimalna.

W następstwie tego incydentu PGMOL dokonał korekty w procedurze VAR. W myśl nowych zapisów sędzia VAR musi teraz potwierdzić końcowy efekt analizy ze swoim asystentem, zanim skomunikuje się z arbitrem na boisku.

Liga angielska. Pep Guardiola zarzuca sędziom winę w kontuzji piłkarza

Z niejasnymi przepisami gry problem mają też szkoleniowcy Manchesteru City Josep Guardiola i Evertonu Sean Dyche. Obaj zabrali głos w tej sprawie, choć w różnym kontekście, po środowym spotkaniu obu ekip, wygranym na wyjeździe przez broniących tytułu "The Citizens" 3:1.

Guardiola uważa, że z powodu niewłaściwie skonstruowanych przepisów kontuzji doznał jego zawodnik John Stones. Obrońca doznał urazu próbując zatrzymać rywala, który miał dogodną okazję na zdobycie gola, ale był na spalonym. Sędzia asystent, zgodnie z obecnymi zaleceniami, opóźnił podniesienie chorągiewki.

- Nie rozumiem. Spalony był tak oczywisty, a teraz on (Stones) ma kontuzję. Powiedzieli mi: "Masz rację, Pep, masz rację." Ale teraz już za późno. To nie wina sędziów, bo przepisy idą od szefów na górze... ale nie rozumiem" - skomentował Katalończyk.

Dyche odniósł się natomiast do innej sytuacji z tego spotkania, kiedy sędziowie orzekli, że obrońca Evertonu Amadou Onana zatrzymał piłkę ręką po strzale Natana Ake i przyznali gościom rzut karny. "Jedenastkę" wykorzystał Julian Alvarez, dając mistrzom prowadzenie 2:1.

- Nie mam pojęcia, z czego ten karny, chyba nikt nie ma. Dwa miesiące temu na Zoomie rozmawialiśmy z innymi trenerami i wszyscy zgodziliśmy się, że to jakaś farsa, że nie mamy pojęcia, za co są przyznawane rzuty karne. Przepisy mówią tak, a nie inaczej, dlatego taka była decyzja. To nie jest wina sędziów, ich obowiązują przepisy - denerwował się Dyche.

Z jego zdaniem zgodził się był sędzia Mark Clattenburg.

- Nikt nie twierdzi, że decyzja sędziego była błędna. Mówimy jedynie, że sposób, w jaki skonstruowane są przepisy, jest niewłaściwy i trzeba to szybko zmienić - mówił na antenie Amazon Prime.

Dyche dodał, że nie podoba mu się fakt, że przepisy praktycznie nie pozwalają na jakąkolwiek elastyczność.

Liga angielska. Sean Dyche: Przepisy ustalają najważniejsi szefowie, ale ja nic nie rozumiem

- Martwi mnie to, doświadczeni sędziowie mówią teraz po prostu, że taki jest przepis, i to jest koniec dyskusji. A jak można zdefiniować taką sytuację, jak w tym przypadku? To już jest trochę jak patrzenie w szklaną kulę. Przepisy ustalają najważniejsi szefowie, ale ja nic nie rozumiem - przyznał szkoleniowiec.

Nie są to bynajmniej jedyne zastrzeżenia klubów i szkoleniowców do autorów przepisów oraz arbitrów. W poniedziałek Nottingham Forest złożył już drugi raz w tym sezonie oficjalną skargę na sędziego Roberta Jonesa i jego asystentów, którzy zdaniem klubu podjęli szereg nieprawidłowych decyzji.

W sobotnim meczu z AFC Bournemouth (2:3) chodziło o kontrowersyjną decyzję o przyznaniu drugiej żółtej, a w konsekwencji czerwonej kartki zawodnikowi Nottingham Willy'emu Boly'emu. VAR nie miał w tej sytuacji nic do powiedzenia, bo może interweniować tylko w przypadku bezpośredniej czerwonej kartki.

- To frustrujące, bo złe podejście sędziów to jedno, a poza tym brakuje możliwości zakwestionowania decyzji w przypadku dwóch żółtych kartek. To jest coś, czemu trzeba się przyjrzeć, bo to nie ma żadnego sensu - ocenił portugalski szkoleniowiec Nuno Espirito Santo.

(PAP)

LIGA ANGIELSKA w GOL24

To jest Liga Mistrzów wśród opraw. Oto najlepsze prace ultrasów Legii Warszawa z kończącego się 2023 roku. Jest na co popatrzeć, zresztą zerknijcie sami!

Najlepsze oprawy Legii Warszawa w 2023 roku. To prawdziwe dz...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gol24.pl Gol 24