Gramy swoje
„Patrzymy na siebie”, „skupiamy się na swojej grze”, „musimy narzucić swoje warunki”. To ulubione sformułowania trenera Mariusza Rumaka, używane bardzo często na przedmeczowych konferencjach prasowych przy okazji pytań o zespół rywala. Szkoleniowiec poznaniaków o przeciwnikach rozmawiać nie lubi, podkreślając, że nie może oceniać zespołu, z którym nie przebywa na co dzień. I zaraz po tym dodaje, że niezależnie od jego postawy, Lech musi grać swoją piłkę, skupiać się na wykonywaniu założeń taktycznych i narzucić swoje warunki gry.
Teraz udało się to poznaniakom znakomicie. To znaczy w meczu z Jagiellonią nie do końca, bo przeciwnik nie zamierzał oddać trzech punktów za darmo. To była zaledwie jedna z trzydziestu bitew, których celem jest wygranie wojny. W tym wypadku celem nadrzędnym jest mistrzostwo Polski. I to właśnie w walce o tytuł mistrzowski Lech może patrzeć już tylko na siebie. A to dlatego, że dzięki wynikom 24. kolejki spotkań Ekstraklasy poznaniacy tracą do Legii Warszawa dwa punkty. A że czeka ich jeszcze bezpośrednie starcie, to „Kolejorz” ma szansę odrobić stratę w swoich spotkaniach i nie musi przejmować się innymi wynikami stołecznego klubu
Pomógł Trela, Norambuena i masa szczęścia
Sukces rodzi się w bólach i najczęściej ma wielu ojców. W tym wypadku również poznaniacy mogli liczyć na pomoc – nazwijmy to ogólnie – czynników zewnętrznych. Pierwszym był Piast Gliwice z Dariuszem Trelą na czele, który w sobotę zatrzymał warszawską Legię. O ile jednak podopieczni Marcina Brosza przyszli w sukurs „Kolejorzowi” nieco przy okazji, realizując swój własny cel, o tyle drugi pomocnik uczynił to wbrew sobie i swojej drużynie. To Alexis Norambuena, który najpierw nie pomyślał o doborze właściwych butów do panujących warunków, a następnie poślizgnął się i stracił piłkę na rzecz Gergo Lovrencsicsa, który chwilę później zdobył bramkę.
I w końcu ostatni, najważniejszy pomocnik poznaniaków – szczęście. Szczęście, którego brakowało jesienią, a które wiosną pojawia się w dwójnasób. To ono przyczyniło się do bezbramkowego remisu Piasta z Legią, ono również pojawiło się w spotkaniu z Jagiellonią. Białostoczanie stworzyli sobie wuchtę sytuacji i zdecydowanie zasłużyli przynajmniej na bramkę. Fart był jednak po stronie Lecha, dlatego w poniedziałek piłka nie wpadła do bramki, strzeżonej najpierw przez Jasmina Buricia, a później Krzysztofa Kotorowskiego.
Jagiellonia zasłużyła co najmniej na punkt
Spotkanie w Białymstoku było zdecydowanie najtrudniejszym zwycięstwem Lecha w rundzie wiosennej. Nijak nie można porównać go do spotkań z Lechią Gdańsk, Piastem Gliwice, czy Zagłębiem Lubin. Choć to ostatnie również nie było łatwe, bo poznaniacy musieli odrabiać jednobramkową stratę, ale poszło im to nad wyraz sprawnie i skutecznie. W przekroju całego sezonu przychodzi mi do głowy jedynie pojedynek z Zagłębiem z rundy jesiennej, zakończony zwycięstwem poznaniaków 1:0. Wtedy również rywal miał sporo okazji, by doprowadzić do wyrównania.
Jagiellonia nie przestraszyła się Lecha i postawiła swoje warunki. Z początku nie atakowała, zostawiła pole rywalowi, co poznaniakom nie było w smak – wszak lubują się w szybkich akcjach, natomiast nie do końca potrafią konstruować atak pozycyjny. Później jednak białostoczanie otworzyli się, co sprawiło, że oba zespoły zaczęły stwarzać sytuacje. O ile jednak Lech swoją wykorzystał, o tyle Jagiellonii to się nie udało.
Poznaniacy na gola zasłużyli, bo przez godzinę byli lepsi od rywala. Później jednak dali się kompletnie zepchnąć do defensywy i oddali pole rywalowi. Mniej więcej od 65. minuty Jagiellonia dominowała na boisku, ostrzeliwała bramkę Kotorowskiego i była zdecydowanie lepsza od Lecha. Okazje miał Maciej Gajos, bramkę mógł strzelić wprowadzony na boisko w końcówce Tomasz Kowalski. Dlatego bez wątpienia można stwierdzić, że białostoczanie zasłużyli na punkt.
Losy tytułu we własnych nogach
Byli jednak nieskuteczni i pozostali z niczym. Trzy punkty pojechały do Poznania, zasłużenie, czy nie – to już kompletnie nie ma znaczenia. Fakt, że zespół, walczący o mistrzostwo nie powinien dać tak łatwo zdominować się przeciwnikowi, jak uczynili to Wielkopolanie przez ostatnie 20-25 minut meczu w Białymstoku. Ale z drugiej strony tytuł zdobędzie zespół, który niezależnie od okoliczności straci najmniej punktów w starciach z niżej notowanymi rywalami. Lech zrobił swoje i zbliżył się do Legii na dwa punkty. Teraz losy tytułu mistrzowskiego poznaniacy mają w swoich własnych rękach (a raczej nogach).
LECH POZNAŃ - serwis specjalny Ekstraklasa.net
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?