Podbój Europy - dlaczego nam to nie wychodzi? [KOMENTARZ]

Szymon Janczyk
Polscy piłkarze ligowi bardzo często mówią o tym, że marzą o grze zagranicą. Patrząc na poziom futbolu w naszym kraju nie można mieć im tego za złe, wręcz przeciwnie - dzięki temu możemy podnieść poziom piłki reprezentacyjnej w Polsce.

Dlaczego więc nadal nam się to nie udało, skoro tak wiele talentów eksportujemy do innych lig europejskich? Powód wydaje się być bardzo oczywisty. Chorujemy na przerost ambicji.

Być może niektórzy uznają, że jestem zbyt ostry w ocenie naszych piłkarzy, ale niestety - taka jest prawda. Już dawno powinniśmy sobie uświadomić, że jesteśmy europejskim średniakiem i mierzyć siły na zamiary. Zamiast tego wciąż chcemy, żeby uważano nas za kraj z piłkarskiej czołówki kontynentu. Niby ambicja jest potrzebna, ale... czy da się zdobyć Mount Everest w japonkach? Oczywiście, że nie. Mimo tego, wciąż próbujemy i próbować będziemy dalej, mimo mizernych efektów.

Dla przykładu można podać nazwiska Polaków, którym udało się w ostatnich latach zaistnieć po wyjeździe do wielkiego klubu, a gry w futbol uczyli się w Polsce. Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski, Artur Wichniarek, Artur Boruc i tak naprawdę nikt inny. Dobrze radził sobie Jacek Bąk, a Jerzy Dudek nie trafił od razu do Liverpoolu. Lista wydłuży się, lecz zaledwie o kilka nazwisk, jeśli wymienimy tych którzy w ogóle poradzili sobie w klubach z lig: niemieckiej, włoskiej, angielskiej, francuskiej i hiszpańskiej. Nie najgorzej bowiem spisywał się Łukasz Fabiański, Dariusz Dudka, czy też Ireneusz Jeleń. Wojciech Szczęsny, dziś czołowy golkiper Premier League wyjechał w tak młodym wieku, że nie mieliśmy wielkiego wpływu na jego szkolenie. Niestety, podobnie może stać się w przypadku innych wschodzących gwiazd naszej piłki - Igora Łasickiego z Napoli, czy też Mateusza Ostaszewskiego, czyli piętnastolatka grającego w juniorach Borussii Dortmund. Jak na 40-milionowy kraj, z którego co sezon wyjeżdżają dziesiątki talentów jest to naprawdę słaba liczba. Może warto coś zmienić?

Analizując problem szybko można zauważyć jego przyczynę. Nasi zawodnicy jako pierwszy przystanek w europejskiej karierze zbyt często wybierają kluby, w których nie mają szans na przebicie się do pierwszego składu. Wina leży jednak po wszystkich czterech stronach transakcji. Klub z Polski, który sprzedaje zawodnika często patrzy jedynie na sumę jaką może uzyskać, a nie na dobro zawodnika. Menedżer kieruje się co prawda dobrem zawodnika, ale zbyt rzadko jest to dobro piłkarskie. Najczęściej chodzi jedynie o zarobek dla siebie i klienta, a kwestia gry w piłkę schodzi na dalszy plan. Piłkarz natomiast nie potrafi przeciwstawić się (a może po prostu nie może?) klubowi ani menedżerowi, ale też popełnia prosty błąd. Gdy czytam wypowiedzi zawodników świeżo po zmianie klubu nie mogę wyjść z podziwu. Młody zawodnik mówi, że nie może odrzucić oferty wielkiego klubu, bo taka okazja może się drugi raz nie trafić. Ok, może mają rację w tym stwierdzeniu ale chyba ktoś pomylił priorytety. Czy chodzi tylko o to, żeby być w kadrze finalisty Ligi Europy? Pamiętajmy bowiem o jednym: transfer nie oznacza, że będzie się grać w tym zespole. Oczywiście nigdy nie możemy mieć pewności. Nigdy nie możemy mówić, że na pewno komuś się nie uda, lecz kierując się zdrowym rozsądkiem: czy 19-letni stoper prędzej przebije się w zespole grającego w Lidze Mistrzów klubu czy może jednak warto najpierw "liznąć Europy" w mniejszym zespole?

Wspominałem jednak o czterech winowajcach. Tym ostatnim jest klub, który kupuje zawodnika. Taki klub chce dla niego jak najlepiej, chce mieć świetnego zawodnika, ale zbyt często zapomina o nim gdy ten nie zaaklimatyzuje się w ich zespole. Co wtedy dzieje się z piłkarzem? Jest na siłę wypychany, pomijany, a rzadko kto wpada na pomysł taki na jaki wpadli działacze Bayeru w przypadku Milika. Takim oto sposobem Arkadiusz Milik, który na ten moment nie miał szans gry w Bayerze zagrał 20 spotkań dla Augsburga, a Rafał Wolski nie mający żadnych szans na przebicie się we Fiorentinie grał jedynie od wielkiego dzwonu - 14 razy. Ważniejsze jednak jest to, że Milik miał szansę gry w lidze i aklimatyzowania się, zapoznania z tym jak gra się w Europie, podczas gdy Wolski zmarnował kolejny sezon na granie "ogonów" we Florencji - przy czym jestem niemalże pewny że Livorno, Sassuolo, czy jakikolwiek klub z Serie B przyjąłby go z otwartymi ramionami i dał więcej okazji do zaprezentowania się na boisku. Znamy już przyczynę, czas znaleźć antidotum - receptę na poprawę sytuacji.

Przede wszystkim należy schłodzić głowy zarówno młodych, jak i nieco bardziej doświadczonych ligowców wyjeżdżających za granicę i przekonać ich, że większą karierę zrobią, gdy zastosują metodę step-by-step. Tyczy się to zwłaszcza zawodników, którzy są jeszcze w wieku najlepszym dla rozwoju talentu i nabierania doświadczenia. Do tego potrzebne jest ogranie. Należy więc brać przykład z Waldemara Soboty, czy Kamila Glika. Ten pierwszy postawił swój drugi krok rozgrywając dobry sezon w barwach Club Brugge i mimo 27 lat na karku wciąż ma szansę zaistnieć na europejskim rynku bowiem zwrócił na siebie uwagę skautów.

Ten drugi dwukrotnie robił krok w tył, by dziś zostać wielbionym w całym mieście "Grande Capitano" jednego z najbardziej zasłużonych klubów dla piłkarskiej Italii. Należy również odpowiednio poinstruować menedżerów, by Ci zamiast zadowalać się wpływającą na konto pensją pomogli zawodnikom wydostać się z dołka i negocjowali wypożyczenia swoich pracodawców. W przeciwnym wypadku takich przypadków jak ten Mariusza Stępińskiego, czy nawet Artura Sobiecha będzie dużo mniej. Wzrosną również szanse na to, że w końcu uda nam się zbudować silną reprezentację. Promując się - w Holandii, Belgii, czy Rosji - zwracamy na siebie uwagę lepszych klubów z silniejszych lig, więc zamiast zgarniać gigantyczne sumy za transfery polskie kluby mogą zawrzeć lukratywne umowy długoletnie, a jednorazowo skasować mniej euro. Na tym zyskujemy przecież wszyscy.

Jeśli machina transferowa w Polsce zacznie działać jak należy, a wszystkie cztery strony wezmą sobie do serca te rady to możliwe, że przypadek Roberta Lewandowskiego nie będzie jednorazowym cudem, ale nasi wciąż młodzi piłkarze małymi kroczkami dojdą do wielkich osiągnięć. Warto bowiem pamiętać że nie sztuką jest spaść w przepaść próbując przeskoczyć kanion. Sztuką jest zbudować most dla siebie i innych, by bezpiecznie dotrzeć do celu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24