Domenech przez sześć lat był selekcjonerem „Trójkolorowych”. W tym czasie doprowadził swoich podopiecznych do srebrnego medalu Mistrzostw Świata w Niemczech i kompromitacji na dwóch innych wielkich turniejach. Kadrę opuszczał w atmosferze niesmaku po buncie kadrowiczów podczas Mundialu w RPA, a napisana książka miała być jego dziennikiem, swojego rodzaju spowiedzią, która rzuca nowe światło na wydarzenia.
Francuz przez całą przygodę z kadrą był sam, zawsze cholernie sam. Toczył walkę ze wszystkimi – z dziennikarzami, z federacją, a także z piłkarzami. Co ciekawe, było mu nie po drodze zarówno z zawodnikami, których olewał, jak i z tymi, którzy mogli liczyć na jego stuprocentowe zaufanie. Z mediami kompletnie nie mógł się dogadać, a prezes federacji ogłosił jego następcę jeszcze przed Mundialem w RPA.
Książka to rozliczenie sześcioletniej kadencji Domenecha. Dla byłego selekcjonera nie ma świętych krów. Dostaje się chociażby Ribery’emu, Gourcuffowi, a nawet i na Zidane’a się coś znalazło. Doświadczony szkoleniowiec być może przez przypadek wytłumaczył decyzję Didiera Deschampsa o niepowoływaniu Samira Nasriego. Kiedy Domenech musiał ogłosić siedmiu z wstępnie powołanej trzydziestki piłkarzy, że nie jadą na Mundial, zawodnik wtedy jeszcze Marsylii zabawił się w dowcipnisia. Gwiazdor Manchesteru City pukał do drzwi kolegów i podawał się za selekcjonera, wywołując z kompanach z zespołu niebywały strach. Nic dziwnego, że Nasri nie pojechał ani na Mundial do RPA, ani do Brazylii.
Domenech uważany był za strasznie przesądnego i w książce to potwierdził. Nie przyznał się co prawda do ustalania składu na podstawienie ustawienia gwiazd, ale do kilku innych, dziwnych rzeczy jak najbardziej. Przed półfinałem Mistrzostw Świata z Portugalią po przedmeczowym przywitaniu ze Scolarim umył ręce, a kiedy Figo rzucił butelką z wodą na stronę francuską, to szkoleniowiec odrzucił ją na drugą stronę. Mądre to, czy nie mądre, ale Francja mecz wygrała i awansowała do finału Mundialu.
Autor książki jednak nie tylko narzeka i oczernia piłkarskie środowisko, ale stara się także znaleźć lekarstwo na panoszącą się we francuskim futbolu chorobę. Domenech zwraca uwagę na horrendalne zarobki wschodzących gwiazdeczek, brak autorytetu trenerów i nauczycieli, czy brak symbiozy między starszyzną, a młodzieżą. Były selekcjoner wskazuje także kilka, jego zdaniem, antidotów na obecną, nie zbyt ciekawą, sytuację.
Dziennik Domenecha nie jest wybitnym dziełem literackim. Sporo tu topornych zdań pojedynczych, a efektowne porównania należą do rzadkości. Jednak to nie warstwa językowa miała być mocną stroną książki, a jej treść, a ta nie zawodzi. Francuz bez ogródek jedzie ze wszystkim i wszystkimi, nie starając się niczego ukryć. Zawstydzeni mogą czuć się nawet Thierry Henry czy William Gallas, o Benzemie czy Anelce nie wspominając. Również wydanie jest bardzo solidne – literówki można policzyć na palcach jednej ręki.
Jeśli oczekujecie mocnego rozliczenia z przeszłością w wykonaniu Domenecha, to książka francuskiego szkoleniowca Was nie zawiedzie. Nie oczekujcie jednak kwiecistego stylu – to dziennik, a nie beletrystyka. Pozycja szczególnie godna uwagi dla osób, które wiedzą jak wyglądała francuska kadra i atmosfera wokół niej w latach 2004-2010.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?