Reorganizacja w II lidze - pomysł trafny czy chybiony?

Dariusz Dylewicz/
Już przed trzema laty zarząd PZPN z prezesem Listkiewiczem na czele przygotował iście nowatorski projekt reorganizacji rozgrywek piłkarskich w Polsce. Za nami debiutancki sezon w tej właśnie formie, a więc już czas, by pokusić się o skomentowanie słuszności decyzji minionego zarządu.

Obecna II liga w największym stopniu odczuła zaproponowaną przez odgórne władze restrukturyzację. Powstały dwie grupy - wschodnia i zachodnia, w stawce których znalazło się łącznie 36 klubów i śmiem twierdzić, że jest to ewenement na skalę światową, gdzie w jednej lidze gra tak wiele zespołów.

Jednak aby II liga miała odpowiednią formę, w sezonie 2006/2007 z poszczególnych grup III ligi spadało osiem, dziewięć, a z grupy pierwszej nawet 10 zespołów. Było to uwarunkowane owym geograficznym podziałem, którego granica przebiega wraz z będącą jeszcze w sferze planów i niespełnionych wciąż marzeń, autostradą A1. W środowisku piłkarskim z peryferii polskiego futbolu dochodziły ironiczne głosy o rzekomym rasizmie geograficznym, ale bądź co bądź tak ustaliły kompetentne organy i działacze z Grajewa czy Radzynia Podlaskiego nie
mieli tu kompletnie nic do powiedzenia. Owe zamieszanie było jednak nieuniknione, tymbardziej w tak (bez zarzutu?) piłkarsko i biurokracyjnie funkcjonującym państwie jak Polska.

Czy aby na pewno takie, a nie inne rozłożenie sił było najodpowiedniejsze? Czy władze PZPN były świadome tego, że wyjazd z Suwałk do Nowego Sącza, albo z Kołobrzegu do Tychów łączy się ze sporymi wydatkami klubów, które na nadmiar finansów - przynajmniej na tym stopniu rozgrywkowym - nigdy nie narzekały? W odpowiedzi usłyszałbym zapewne, że skoro tych klubów nie stać na tak dalekie wyjazdy, to widocznie nie jest to miejsce dla nich. Skoro już odbijamy piłeczkę, to proponuję odgórne ustalenie drużynowej stawki II ligi na podstawie wysokości budżetów i finansowej wypłacalności na trzy sezony wprzód. Takie rozwiązanie oszczędziłoby piłkarzom i działaczom rozżalenia po kolejnym oświadczeniu PZPN wyjaśniającym, że awans piłkarsko się klubowi należy, jak najbardziej, ale z racji niespełnienia wymogów licencyjnych będzie on zablokowany. Niemniej jednak większość klubów stanęła na wysokości zadania i nawet w dobie kryzysu udało się przezwyciężyć finansowe bariery.

Ale jest i ta druga, jaskrawsza strona medalu. Kwestia dalekich i czasochłonnych wyjazdów łączy się z wyższym poziomem sportowym rozgrywanych zawodów. Przeciętny kibic kołobrzeskiej Kotwicy mógł przecież, kosztem kupna bilet na mecz z Wierzycą Pelplin, stać się naocznym świadkiem konfrontacji jego ukochanej drużyny z klubami zasłużonymi dla polskiej piłki, jak choćby Zagłębiem Sosnowiec czy Rakowem Częstochowa. Obecność tych uznanych marek w tak niskiej lidze świadczy o tym, że nawet jeśli druga liga nie jest jeszcze ligą profesjonalną, to ma ku temu jak największe predyspozycje.

Na tym jednak rekompensata kosztownych podróży się nie kończy - tak przynajmniej twierdzą działacze PZPN. Otóż nowa namenklatura ma wg nich przyciągać rzesze sponsorów. Przecież potencjalny darczyńca będzie miał mniejsze opory przed inwestowaniem w klub drugoligowy, niż w ten grający w lidze trzeciej. Niby racja, ale prawda jest taka, że owy klub jest drugoligowym jedynie z nazwy. Czyżby władze związkowe uważały, że ludzie, którzy doszli do bagatelnych pieniędzy nie będą w stanie policzyć - choćby na palcach - w której tak naprawdę lidze gra sponsorowana przez nich drużyna? Sponsorzy jednak liczyć potrafią, bo jak dotąd nie słyszałem o nieoczekiwanym zastrzyku gotówki od naftowego potentata.

Sięgam pamięcią daleko wstecz i nie jestem w stanie przypomnieć sobie, jakichkolwiek konkretnych argumentów PZPN-u za koniecznością przeprowadzenia reform. Czas nieoczekiwanych zmian systemu rozgrywek przypadł równolegle na okres rzekomej walki z korupcją w polskiej piłce. Warto się zastanowić, czy decyzja o reorganizacji nie była jedynie zasłoną dymną, która miała na celu pokazać opinii publicznej, że mimo braku efektów i nieporadności działaczy w przeciwdziałaniu korupcji, Polski Związek Piłki Nożnej pracuje również na innych frontach i stara się tworzyć jak najlepsze warunki dla klubów i piłkarzy nad którymi Listkiewicz, Kolator i spółka sprawowali wówczas pieczę.

Reasumując, mimo wszystko w obecnej formie II ligi dostrzegam więcej korzyści, niekoniecznie tych finansowo wymiernych, niż szkód. Inplus zaliczyć można wzrost poziomu rozgrywek, atrakcyjność przeciwników, motywowanie klubów do rozwoju. Po drugiej stronie są sprawy stosunkowo błahe, które chyba w najlepszy możliwy sposób pokazują prawdziwy obraz rządzących polskim futbolem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24