Śląsk Wrocław kosztował nas już 70 mln złotych

Piotr Bera
Prezentacja Śląska Wrocław na wrocławskim Rynku
Prezentacja Śląska Wrocław na wrocławskim Rynku Pawel Relikowski / Polska Press
Tylko w latach 2009-2013 miasto przekazało na Śląsk 28 mln zł, natomiast łącznie Śląsk kosztował nas już 70 mln zł. Skąd ta kwota?

Do wspomnianych 28 mln zł należy doliczyć 13 mln pożyczki od miasta dla klubu, dokapitalizowanie spółki kwotą 17 mln zł oraz 7-milionową pożyczkę innych miejskich spółek i 1,3 mln zł odszkodowania, jakie klub zapłacił za zerwany kontrakt z trenerem Ryszardem Tarasiewiczem. Łącznie daje to właśnie 70 mln zł.

Pod koniec czerwca zaniepokojeni kibice Śląska Wrocław wysłali do radnych pismo, apelując w nim o wsparcie klubu, który w tym roku obchodzi 70-lecie istnienia.

„Wrocław to europejskie miasto, które zasługuje na drużynę walczącą w rozgrywkach europejskich, a nie bijącą się o utrzymanie w Ekstraklasie! Uważamy, że nie ma lepszej promocji dla miasta niż silna drużyna piłkarska, grająca w europejskich pucharach. Dlatego prosimy Państwa Radnych o wsparcie finansowe klubu, tak by wszyscy, bez względu na barwy partyjne połączyli siły w barwy zielono-biało-czerwone” - czytamy w liście.

W głosowaniu radnych Śląsk wygrał 20:14 i otrzymał kolejne w tym roku pieniądze, bez których drużyny trenera Mariusza Rumaka nie byłoby stać miedzy innymi na zakup węgierskiego napastnika Bence Mervo. To nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, gdy Śląsk próbuje się odbić od finansowego dna z pomocą pieniędzy podatników.

Tylko w latach 2009-2013 miasto przekazało na Śląsk 28 mln zł, o czym wspominał sekretarz miasta Włodzimierz Patalas, jednocześnie szef rady nadzorczej klubu. Do tej kwoty należy doliczyć 13 mln pożyczki od miasta dla klubu, dokapitalizowanie spółki kwotą 17 mln zł oraz 7-milionową pożyczkę innych miejskich spółek - od zarządzającego miejskimi obiektami rekreacyjnymi Spartana oraz 4 mln zł od MPWiK, co miasto zatwierdziło po kryjomu. Wszystko wyszło na jaw, gdy wrocławianom podniesiono ceny za wodę. Do tych kwot należy doliczyć 1,3 mln zł odszkodowania, jakie klub zapłacił za zerwany kontrakt z trenerem Ryszardem Tarasiewiczem.

Łącznie daje to 70 mln zł.

Romans z Solorzem

Pod koniec 2014 roku Wrocław zapłacił Zygmuntowi Solorzowi 18 mln zł za prace wykonane na działce obok Stadionu Miejskiego, gdzie miała powstać galeria handlowa. Sklepów nie ma i pozostała jedynie „dziura Dutkiewicza”, będąca symbolem kości niezgody między biznesmenem a miastem. Przelew dla biznesmena ostatecznie zakończył burzliwy romans z miastem.

W latach 2009-2013 Solorz miał większościowy pakiet akcji klubu. W tym okresie Śląsk osiągnął wielkie sukcesy - sięgnął po mistrzostwo i wicemistrzostwo Polski, Superpuchar Polski, Puchar Ekstraklasy oraz rywalizował w finale Pucharu Polski. W europejskich pucharach ostatecznie nie zagrał, ale dzielnie rywalizował w eliminacjach do Ligi Mistrzów i w Lidze Europy. Tych sukcesów klub jednak nie potrafił spożytkować. Na 42-tysięczny Stadion Miejski przychodzi regularnie 10-11 tysięcy widzów, a w ostatnich rozgrywkach średnia wyniosła zaledwie 8,7 tysiąca. Skalę dramatu pokazał grudniowy mecz z Górnikiem Łęczna, na który przyszło zaledwie 4282 widzów. Tyle wystarczyłoby, żeby zaledwie w połowie zapełnić stary obiekt przy ul. Oporowskiej.

- U nas nie ma pomysłu na promocję, na sponsorów, na frekwencję... nie ma na nic pomysłu i ciągle brakuje pieniędzy. Nikt poważny nie podejmie tematu promocji do momentu, gdy Śląsk nie będzie mieć właściciela. Miasto ciągle pompuje te pieniądze w studnię bez dna - mówi anonimowo przedstawiciel jednego z partnerów klubu.

Sponsorzy szerokim łukiem omijają Śląsk, który ostatni raz reklamę na koszulkach miał w 2014 roku. Tego roku Tauron nie przedłużył lukratywnej umowy wartej 4,5 mln zł za sezon. Więcej w polskiej lidze dostawała tylko Legia. Jednak od tego momentu Śląsk jest reklamową pustynią. Doszło do tego, że podczas najbardziej prestiżowego starcia z Legią w lipcu zeszłego roku murawy nie okalały żadne bandy reklamowe, przez co klub nie zarobił ani złotówki. Podobny problem jest ze sponsorem tytularnym stadionu, dla którego mecze Śląska nie są żadnym wabikiem. Przez ostatnie lata mówiono o firmach OVB, Toshiba, Coca-Cola, Tauron czy Amazon, ale do konkretnych rozmów nigdy nie doszło. Szacuje się, że nazwa stadionu jest warta od 3 do 5 mln zł rocznie.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

- W czasie Euro 2012 cena za nazwę mogła sięgnąć powyżej 5 mln zł. Po imprezie nakłady na sponsoring stopniały. Duże kontrakty zawarte w zeszłym roku na stadionach w Gdańsku i Warszawie podpisano ze spółkami, które mają swoje siedziby w tych miastach. We Wrocławiu niewiele firm może sobie na to pozwolić. Impel czy Hasco-Lek zdecydowały się na inne kierunki promocji poprzez sport, a największa spółka regionu - KGHM - związana jest z Zagłębiem Lubin. Ważny jest także wzrost frekwencji na meczach Śląska - mówił „Gazecie Wrocławskiej” Seweryn Plotan, dyrektor operacyjny firmy Sponsoring Insight zajmującej się analizą i badaniem rynku sponsoringowego.

Potwierdzają to liczby. Według raportu „Ekstraklasa Piłkarskiego Biznesu 2016” stworzonego przez firmę doradczą EY wraz ze spółką Ekstraklasa SA Śląsk w ubiegłym sezonie zarobił na umowach sponsoringowych 1,7 mln zł. To najniższa kwota w całej lidze.

Śląsk dołuje także w sprzedaży pamiątek klubowych. WKS zarobił zaledwie 429 tys. zł. W dużo mniejszym Lubinie zysk ze sprzedaży gadżetów wyniósł 496 tys. zł. Te kwoty to jednak tylko ułamek tego, co w ten sposób zarobili liderzy - Legia Warszawa i Lech Poznań. W przypadku mistrzów Polski ta wartość wynosi ponad 10 mln zł, a Lecha - 7,8 mln zł.

Nikt poważny klubu nie kupi

Problem w tym, że przez przepychanki miasta ze sponsorami nikt nie chce nawiązać długoterminowej współpracy.

- W rozmowach z nami miasto chciało pozostać ponaddwudziestoprocentowym udziałowcem klubu, ale nie partycypować w podnoszeniu kapitału. Mieliśmy podpisać zobowiązanie, że jeśli klub nie zarobi każdego roku 23 mln zł, to będziemy pokrywać straty z własnej kieszeni - wyznaje Rafał Holanowski z Wrocławskiego Konsorcjum Sportowego, które miało kupić Śląsk Wrocław, a ostatecznie nie dogadało się z miastem.

Holanowski przypomina też o awanturze dotyczącej herbu Śląska. Prawa do godła ma wojskowy WKS, który użycza go klubowi piłkarskiemu. Miasto miało wymagać w umowie - pod groźbą odkupienia akcji - by Śląsk zawsze grał pod tym herbem.

- Nie mogliśmy zagwarantować czegoś, na co nie mamy wpływu, bo przecież to nie my mamy prawa do herbu. W tej chwili w wojskowym WKS-ie są życzliwi ludzie, ale kiedyś przecież zarząd może się zmienić. To jest trzymanie inwestora za gardło. Albo płacisz dużo za herb albo stowarzyszenie nagle rezygnuje z umowy. Czyli po włożeniu w klub na przykład 20 mln w ciągu pięciu lat ktoś przyjdzie i powie, że mamy się odczepić. Dopóki miasto rządzi, dopóty nie będzie sponsora. Inwestor musi widzieć transparentność, a z tym jest marnie. Kluby w ekstraklasie to nie są lukrowane cukierki, o który wszyscy się biją. Z punktu widzenia biznesowego nikt poważny nie zainwestuje w Śląsk. O ile miasto chce klub sprzedać, bo na to nie wygląda - dodaje Holanowski.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

Włodzimierz Patalas odpiera te zarzuty, twierdząc że miasto cały czas jest zainteresowane oddaniem klubu w dobre ręce. W tym celu zostanie zatrudniony zewnętrzny podmiot specjalizujący się w sprzedaży klubów sportowych oraz powstanie wieloletnia strategia rozwoju klubu. Polak mądry po szkodzie.

- Już dwukrotnie nie wyszła sprzedaż klubu, dlatego musimy się solidnie przygotować. Dlatego 26 sierpnia odbędzie się spotkanie rady miasta z radą nadzorczą klubu na temat długofalowej polityki względem klubu, którego nikt nie kupi bez wiedzy, na jakich warunkach przez 10 lat będzie dzierżawiony stadion - odpowiada Patalas.

Sekretarz miasta zapytany przez nas, dlaczego taka strategia nie powstała przed rozmowami z Konsorcjum przyznał, że to „miał być drugi etap współpracy”. Najpierw miała zostać podpisana umowa, a dopiero później przygotowany plan.

Miliony na stole

W 2014 roku miasto przekazało na Śląsk 16 mln zł, a największe emocje budziło przekazanie przez Młodzieżowe Centrum Sportu miliona złotych na promocję Maratonu Wrocław.

W 2015 roku dołożono 6 mln zł, a w tym już 5 mln, chociaż przed rokiem miasto zapowiadało, że będzie góra 3. Jednak jeśli do tej kwoty dodamy darowane 1,7 mln zł z odsetek długu oraz odszkodowanie, jakie klub musi wypłacić zesłanemu do tzw. Klubu Kokosa Sebino Plaku, to wyjdzie nam, że tak naprawdę miasto wyłożyło na Śląsk 7,7 mln...

Albańczyk opowiadał, jak zarząd WKS-u miał zażądać od niego zgody na obniżenie kontraktu. Piłkarz się na to nie zgodził i od tego momentu biegał po lesie, rozdawał ulotki, brał udział w akcjach marketingowych oraz trenował z rezerwami. Trybunał Arbitrażowy do spraw Sportu w Lozannie uznał, że kontrakt Sebino Plaku ze Śląskiem Wrocław rozwiązany został z winy klubu i tym samym zmienił decyzję PZPN, który w lutym 2015 umowę rozwiązał bez orzekania o winie. To decyzja prawomocna. Teraz piłkarzowi przysługuje prawo do odszkodowania, mówi się o milionie zł.

Łącznie w latach 2009-2016 miasto oraz jego spółki zależne przekazały Śląskowi ok. 100 mln złotych. Do tego należy doliczyć co najmniej 650 tys. zł grzywien, jakie klub (czyli w gruncie rzeczy podatnicy) zapłacili za kary nałożone na kibiców za odpalanie rac na stadionie czy rasistowskie okrzyki wznoszone podczas meczów.

Madryt Realowi też pomógł

- Nie wyobrażam sobie, żeby w takim mieście jak Wrocław, z takim stadionem, nie byłoby klubu piłkarskiego - mówił pod koniec lipca Patalas, podając przykład Kielc, gdzie miasto dofinansowało miejscowy klub kwotą 8 mln zł.

W Polsce finansowanie klubów przez miasta jest normą. Tylko w tym roku Piast Gliwice otrzymał 7 mln zł z miejskiego budżetu, a Ruch Chorzów dzięki radnym utrzymał się na powierzchni ziemi. Rajcy przegłosowali udzielenie 18-milionowej pożyczki dla 14-krotnego mistrza Polski. Pieniądze zabrano między innymi z inwestycji drogowych.

O ile w Polsce miasta są respiratorem dla klubów piłkarskich, o tyle w Europie pozwalają im na osiąganie jeszcze lepszych wyników sportowych. Jeszcze w 1990 r. słynny Real Madryt kupił od miasta atrakcyjną działkę, którą odsprzedał z powrotem 13 lat później za... 23 mln euro. Sęk w tym, że w 1998 r. działkę wyceniono na 488 tys. euro. Komisja Europejska uznała, że sprzedaż gruntu po zaniżonej cenie stanowiła bezprawną pomoc publiczną dla klubu. Real musi zwrócić ponad 18 milionów euro do kasy miejskiej Madrytu. Musi też oddać otrzymane od miasta grunty.

Mecze Śląska jak spektakl

Zwolennicy Śląska Wrocław podkreślają, że każdego roku miliony złotych miasto przeznacza na kulturę i nikt nie robi z tego problemów. Na zdjęcia Marilyn Monroe zapłacono 6,4 mln zł, na budowę szpilkostrady w Rynku wydano 2 mln zł, a na Rzeźbę Daliową przeznaczono 1,9 mln zł (z modernizacją terenu). Przecież, jak twierdzi miasto, Śląsk to dobro publiczne - takie samo jak kultura.

- Nie jestem kibicem sportowym, ale będę głosował „za”, bo kibice dopingujący zespół Śląska to ludzie manifestujący swój patriotyzm i przywiązanie do barw narodowych, tak bardzo dziś postponowanych - mówił Jerzy Skoczylas z Kabaretu Elita na sesji rady miejskiej dotyczącej przyznania Śląskowi dodatkowych dwóch mln zł. Czy dlatego przez lata na Śląsk wydano 100 mln zł?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Śląsk Wrocław kosztował nas już 70 mln złotych - Gazeta Wrocławska

Wróć na gol24.pl Gol 24