Strejlau: Sędziowie są nieprzygotowani, nieprofesjonalni

Cezary Kowalski
Andrzej Strejlau
Andrzej Strejlau Bartek Syta/Polskapresse
- Zawodowym piłkarzom muszą sędziować zawodowi sędziowie - mówi Andrzej Strejlau były szef polskich sędziów. Czy wróci do tej funkcji? Co sądzi o poziomie polskich arbitrów i trenerze Franciszku Smudzie? CZYTAJ wywiad!

Strejlau na ratunek. Podobno tak jak przed laty ma Pan czyścić stajnię Augiasza w organizacji sędziowskiej...
Gdyby tak było, to pewnie pan prezes PZPN Grzegorz Lato zaprosiłby mnie na spotkanie z kolegium sędziów, które odbyło się kilka dni temu i przynajmniej poproszono by mnie o jakąś opinię. Za chwilę minie pięć lat od tego momentu, kiedy odszedłem, i sądzę, że w tym czasie można było w kwestii sędziowania dokonać jakiegoś postępu. Jak widać po ostatnich meczach, nie udało się.

Sądzi Pan, że sędziowie nadal drukują za pieniądze?
Nie. Sędzia Małek pomylił się ostatnio strasznie w meczu Śląska Wrocław z Lechią Gdańsk. Był faul na bramkarzu przy bramce dla Śląska. Ale ja nie wierzę, że on podjął błędną decyzję celowo. Małek to jest policjant z prewencji, sędzia międzynarodowy o znakomitej opinii. Po prostu sędziowie nie wytrzymują teraz olbrzymiej presji, olbrzymiej nagonki na skutek błędów, które były popełniane. I trudno winić media, że te błędy wytykają i biją na alarm.

Dlaczego wycofano się z projektu wprowadzenia zawodowstwa wśród sędziów. Przecież to jest tendencja dokładnie odwrotna w stosunku do tego, co robi się w Europie.
To jest po prostu skandal. Zawodowym piłkarzom muszą sędziować zawodowi sędziowie. Ja proponowałem, aby płacić normalne pensje miesięczne. 12 tys. dla głównego i 8 tys. dla asystenta. Żadnych bonusów wynikających z liczby prowadzonych spotkań. Tylko goła, dobra pensja i za to jesteś do dyspozycji związku. Mało tego, taki arbiter powinien sam szkolić siebie pod względem fizycznym, psychologicznym, analizować mecze, miał być wysyłany przez nas, aby szkolić młodych sędziów w swoim okręgu itd. Miał skupić się na swoim zawodzie, czyli sędziowaniu. Mnie wtedy zarzucano, że ja nie jestem sędzią, nie wywodzę się z tego środowiska. Zgadza się. Szef światowej federacji sędziów, Hiszpan, też nie był sędzią.

Mówiono wówczas, że rozbicie tej niemalże mafijnej struktury sędziowskiej Pana przerasta.
Nic mnie nie przerastało. Bo przecież na mój wniosek zostało zlikwidowane kolegium sędziów. Ja sobie nie wyobrażałem, żeby mnie co chwila ktoś mógł przegłosowywać. Skoro objąłem tę funkcję, skoro mnie tam zatrudniono, to znaczy, że działo się tam źle.

Ale mimo wszystko sędziowie handlowali meczami za Pana kadencji.
Wiem o tym. Nawet w takiej atmosferze sędziowie potrafili kilka meczów ustawić. Widzę to choćby po datach i późniejszych publikacjach prasowych. Próbowałem robić, co mogłem, proponowałem mechanizmy antykorupcyjne. Nieuchronność postępowań, zabroniłem wchodzenia obserwatorom, którzy wystawiali oceny, do szatni sędziów. Pytam: po co teraz przywrócono ten zwyczaj? Aby sędziów zestresować, zmotywować, a może coś jeszcze podpowiedzieć? To pierwszy krok do powrotu korupcji. Dlaczego obserwatorzy nie wystawiają not sędziom natychmiast po meczu i nie podają ich do publicznej wiadomości? Na co mają czekać, na konsultacje? Na walnym zjeździe PZPN złożyłem wniosek, aby na mecze jeździło osiem trójek zawodowych sędziów. To miało obowiązywać. Po mnie nastał pan Sławomir Stempniewski, nie wiem, z jakich powodów zrezygnował. A później Kazimierz Stępień, a teraz jest Janusz Eksztajn. I był czas, aby to wszystko dopracować. Nie zrobiono tego jednak. Sędziowie są nieprzygotowani, nieprofesjonalni.

Wmawia się nam, że błędy sędziów są wpisane na stałe w grę, która się nazywa piłka nożna.
Otóż nie są. W XXI w. lata się bez przeszkód na Księżyc, a nie jesteśmy w stanie ustalić, czy piłkarz dotknął piłki ręką albo czy piłka przekroczyła linię bramkową. Wcześniej czy później korzystanie z zapisu filmowego przez sędziów zostanie dopuszczone. Pytanie tylko, dlaczego tak długo musimy na to czekać, skoro takie rozwiązania już dawno z powodzeniem wprowadzono w innych dyscyplinach sportu.

Kij w mrowisko włożył ostatnio sędzia Rafał Rostkowski, który na kilku przykładach wyjaśnił, dlaczego nie wprowadza się zawodowstwa. Poza tym poinformował prokuraturę o praktykach, jakich dopuszcza się szef kolegium Janusz Eksztajn. Miał on zaliczyć sędziom testy sprawnościowe bez konieczności ich zdawania. A w ten sposób uwikłałby ich w układ korupcyjny.
To jest niedopuszczalne. Jeśli nie przystąpił do tych testów, to nie powinny być one zaliczone. Koniec kropka. Dobrze, że sprawą zajmuje się prokuratura. Zobaczymy, jak sprawa się zakończy.

Gdyby się okazało, że obecny szef sędziów rzeczywiście się skompromitował, wszedłby Pan jeszcze raz do tej samej rzeki?
Nie sądzę, aby w tym momencie władze PZPN miały taki zamiar. W każdym razie czas mojej pracy jako szefa sędziów na pewno nie był stracony. Telefon miałem włączony do godz. 23. Dziennikarze i ludzie ze środowiska cały czas informowali mnie o kolejnych przekrętach i zatrzymanych sędziach przez prokuraturę. Ta współpraca dobrze się układała. Próbowałem czyścić polską piłkę z patologii, która trwa przecież od wielu lat. Wszystko to, o czym mówię, dotyczy przecież jedynie dwóch lat. Ustawa o ściganiu korupcji w piłce weszła w lipcu 2003 r., a ja zostałem szefem w sędziów w 2005 r. W pewnym momencie poproszono mnie o jeszcze pół roku pracy, bo akurat aresztowano kolejnego znanego sędziego. I zgodziłem się. Ale z końcem 2006 r. stwierdziłem, że definitywnie odchodzę. Być może teraz, także przy pomocy mediów, udałoby się wyczyścić polską piłkę z układów sędziowskich.

Poddał się Pan pięć lat temu?
Uznałem, że skoro to środowisko sędziowskie nie wykreowało samo z siebie człowieka praworządnego, uczciwego, rzetelnego o bogatym dorobku, który mógłby stanąć na czele tej organizacji, to było to oskarżeniem dla całego środowiska.

Nie ma nikogo, kto mógłby naprawdę zreformować sędziowanie w Polsce?
Myślę, że jest z tym pewien bardzo poważny problem. Słyszałem, że ma się sędziami zająć komisja stworzona przez członków zarządu PZPN. No i zastanawiam się, czy taka komisja będzie się znała na sędziowaniu lepiej niż kolegium sędziów? No nie żartujmy.

W Polsce jest ponad 9 tys. sędziów na różnych szczeblach. Nie można by z tej grupy wyłonić 40 może słabych, ale uczciwych, wyszkolić ich i dobrze opłacić. Mielibyśmy problem z głowy.
Przecież ja dokładnie to próbowałem zaproponować. Podobny program pilotażowy zamierzał wprowadzić mój następca. Dlaczego się z tego wycofano? Nie wiem.

Niezależni sędziowie nie byliby na rękę władzom, nie można byłoby nimi sterować i trzymać w garści...
To pan to powiedział.

Zmieńmy temat. Sędzią Pan nigdy nie był, ale selekcjonerem tak. Podoba się Panu praca Franciszka Smudy?
Właśnie dlatego, że nim byłem, nie zamierzam się wypowiadać o pracy Franka. Nie wypada mi krytykować go publicznie. O tym, co mi się nie podoba w jego pracy, powiedziałem mu niedawno w PZPN w gabinecie sekretarza generalnego w obecności Jacka Kazimierskiego i Pawła Janasa.

Mógł Pan sobie pozwolić na więcej, bo przecież był kiedyś Pana podopiecznym w Legii Warszawa. Jakim zawodnikiem był Franciszek Smuda? Takim, jakim jest trenerem, niezwykle twardym, bezwzględnym, upartym.

To, co dzisiaj widzimy w jego wykonaniu, prezentował kiedyś na boisku. Na wiele nie mógł sobie jednak pozwolić, skoro z przodu grali Lesio Ćmikiewicz, Kaziu Deyna i inni wielcy zawodnicy. Grał na środku obrony. Jego rola polegała na tym, aby odebrać piłkę i jak najszybciej ją oddać. Wypatrzyliśmy go podczas pobytu reprezentacji Polski w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze z Kaziem Górskim. Grał w takiej drużynie z Harford. Przyjechał do Polski, postanowił, że podejmie rywalizację. Ja osobiście go do Legii nie ściągałem. Nie pamiętam już kto. Ale u mnie Franek w Legii grał i ze swojej roli wywiązywał się dobrze.

Spodziewał się Pan wtedy, że podobnie jak Pan po latach Smuda też zostanie selekcjonerem reprezentacji Polski?
Szczerze mówiąc, to się wtedy nie zanosiło, że Franek zostanie trenerem. Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Widać było natomiast potencjał w tej kwestii u Ćmikiewicza. Miał ogromny zmysł taktyczny, był zawodnikiem bezcennym dla każdego trenera. Później wprowadził Motor Lublin do I ligi, rozwijał się. Zastąpił mnie nawet przez chwilę na stanowisku selekcjonera w przegranych już eliminacjach. I pewnie dalej piąłby się w górę, gdyby media go nie zniszczyły. Pana starsi koledzy. Nie było rzetelnej oceny. Ale Smuda? No, nie spodziewałem się. Nawet nie miałem wtedy pojęcia, że on w ogóle będzie chciał zostać trenerem.

Czy Smuda miał coś wówczas do powiedzenia w szatni, było widać jego obecną charyzmę?
No nie... Absolutnie nic. Nie mógł mieć nic do powiedzenia. Smuda nie był wybitny. W grupie był wtedy m.in. Jasio Pieszko. Już wtedy studiował na SGPiS, przygotowywał młodzież. I poza tym świetnie grał w piłkę. Do dziś jest najskuteczniejszym zawodnikiem Legii na arenie międzynarodowej, o Deynie, Ćmikiewiczu wspominałem, a były jeszcze takie osobowości jak Stefan Białas i wielu innych. Rozdźwięk między nimi a naszym obecnym selekcjonerem był niesamowity.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24