Spróbujmy obudzić jakiegokolwiek kibica Lechii o czwartej w nocy i stanowczo poprośmy o wymienienie wszystkich nowych piłkarzy jego zespołu. Nie wymieni. Nie dlatego, że przed chwilą śnił o urlopie w Brazylii - on po prostu nie potrafi się połapać. Rachubę stracił mniej więcej po szóstej transakcji. Nie wie, ilu wzmocnień faktycznie dokonano, na jakich zasadach, z jakich klubów. Na ulicy połowy tych „świeżaków” by nie poznał. A jak któryś jeszcze zastawiłby mu auto, to niech go sama ręka boska broni…
W tym szalonym tempie, jakie narzucił dyrektor Andrzej Juskowiak, nawet dziennikarze na co dzień piszący o Lechii mają pewne kłopoty z rozeznaniem. Co my piszemy, że dziennikarze – piłkarze! Piłkarze też na pewno tracą orientację. Idziemy o zakład, że i weterani szatni muszą się dwa razy zastanowić, czy ten z tygodniowym zarostem to Bougaidis, a Kacajew to nie Sadajew (obaj rzeczywiście dość podobni z twarzy – różni ich kolor włosów i postura).
Szesnastu nowych piłkarzy w jednym okienku. Kuriozum, szemrane interesy, czy profesjonalny biznesplan? Na razie wszyscy traktują ten projekt z dużym dystansem, choć patrzą na niego z niemałym zainteresowaniem. Kiedy ostatnio w klubie z potencjałem (nie liczymy ŁKS-u sprzed kilka lat) doszło do tylu transferów? Na myśl przychodzi Pogoń Szczecin Antoniego Ptaka. Tamten projekt okazał się jednak wielką porażką. Ściągano kelnerów z Brazylii, o których zdrowie autentycznie drżał trener Bogusław Baniak, bo ci nie byli przygotowani do wysiłku. Poszukajcie wspominek Baniaka. Włosy się jeży na głowie.
W Lechii takich przebierańców nie ma. To znaczy chyba nie ma. O wartości niektórych pewnie się nie dowiemy nic lub prawie nic. Bo jak ich niby wszystkich pomieścić w jednej drużynie, skoro z poprzedniego sezonu ostało się tak wielu piłkarzy? A część nowych będzie w Gdańsku jedynie rok – tyle przewiduje wypożyczenie lub indywidualny kontrakt.
Pierwsze transfery rzeczywiście robiły wrażenie. Borysiuk, Łukasik, Pawłowski, przedłużenie pobytu Sadajewa. Kolejne grzały jednak coraz mniej. Zaczęły przypominać ruchy pani domu po wypłacie: "ooo, maślanka w promocji! To wezmę trzy". Pamiętajmy, że później tę samą panią domu nachodzi refleksja: "a właściwie to po co mi trzy maślanki?"
Może się okazać, że i w Lechii za pół roku pomyślą, po jaką cholerę brali w jednym okienku tylu ofensywnych pomocników, skoro liczba w protokole ograniczona jest do osiemnastu pól. Wszyscy grać nie będą, a płacić trzeba. Nawet za suflerów szumiącego lasu.
Jak więc ten cały projekt „nowej Lechii” będzie wyglądał za rok - tego według nas nie jest w stanie przewidzieć chyba nawet sam Juskowiak, który odpowiada za niego głową. A to przecież nie brzmi zbyt optymistycznie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?