Wojciech Szczęsny wcale nie taki szczęsny?

Michał Mormul
Miniony sezon Premier League już dawno za nami, ale warto niego wrócić. Niektórych spraw nie sposób pominąć, choćby nadmiernego chwalenia Wojciecha Szczęsnego przez media.

Zewsząd dochodziły głosy, że młody bramkarz Arsenalu Londyn robi w Anglii furorę i już należy do ścisłej światowej czołówki. Na przeciwnym biegunie stał, ściągnięty przez Manchester United z Atletico Madryt, David de Gea. W Hiszpana, raz po raz, rzucano mięsem i nie wróżono mu wielkiej kariery w zespole prowadzonym przez sir Alexa Fergusona.

Wszystko zaczęło się na początek sezonu, gdy golkiper Kanonierów zaliczył kilka efektownych robinsonad, a nowy nabytek Czerwonych Diabłów wyciągał piłkę z siatki po niespecjalnie groźnych uderzeniach. Stało się modne przywoływanie statystyk de Gei z czasów gry w Primera Divison. Starano się udowodnić, że nie nadaje się do gry w Premier League, bowiem grając w Hiszpanii miał najgorszą w całej lidze średnią obronionych strzałów z dystansu. Efektem tego miała być m.in. bramka wpuszczony w oficjalnym debiucie w meczu o Tarczę Wspólnoty z Manchesterem City, gdy skapitulował po niezbyt groźnym strzale Edina Dzeko ze sporej odległości. Hiszpanowi oberwało się także za drugą z bramek, autorstwa Joleona Lescotta.

Mało kto chciał wówczas zauważyć, iż efektowne parady Szczęsnego w bramce tak naprawdę nic nie dawały, bowiem drużyna Arsene'a Wengera seryjnie traciła punkty. Natomiast chłopcy sir Alexa Fergusona, mimo niepewnej gry swojego bramkarza, wciąż zachwycali swoją grą i osiągali takie rezultaty, taki jak 8:2 z Arsenalem właśnie, w którego bramce stał, nie kto inny, jak Szczęsny. Mam oczywiście świadomość, że Polak przy żadnej z bramek nie popełnił rażącego błędu, ale warto podkreślić, iż nie zrobił zupełnie nic, aby uchronić swój zespół od tak zawstydzającej porażki. Poza tym osiem puszczonych bramek w jednym meczu dobrej cenzurki bramkarzowi wystawić nie może. Będąc sprawiedliwym muszę dodać, że de Gea podobny udział miał przy porażce United 1:6 z City. Obaj zaliczyli więc po jednej dotkliwej wtopie, ale to Hiszpan mógł spoglądać na Polaka z góry.

Nie można jednak być gołosłownym i trzeba przedstawić statystyki. W najprostszy możliwy sposób - stosunku uderzeń obronionych do całkowitej ilości strzałów oddanych na bramkę danego bramkarza. Okazało się, że wynik Polaka był wręcz fatalny. Obronił on zaledwie 64,7% uderzeń oddanych na jego bramkę. Dało mu to zaledwie 20. wynik spośród bramkarzy, którzy rozegrali co najmniej 10 spotkań w minionym sezonie w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii. Przed nim znaleźli się m. in. Jussi Jaaskaleinen (18. miejsce i 66,7%), Adam Bogdan (17. miejsce i 67,5%) oraz Wayne Hennessey (10. miejsce i 70,6%), a więc bramkarze klubów, które spadły z Premier Leauge! Nie jest więc prawdą, iż Wojtek Szczęsny w dużej mierze przyczynił do zajęcia przez Arsenal wysokiego miejsca na koniec sezonu. Statystyki pokazują, że drużyna prowadzona przez Wengera ze skuteczniejszym bramkarzem mogłaby powalczyć o coś więcej, niż udział w Lidze Mistrzów (a przypomnę, że końcowy triumf Chelsea w tych rozgrywkach sprawił, iż chłopcy z Emirates Stadium będą zmuszeni do gry w eliminacjach). Aż dziw bierze, że w takiej drużynie gra bramkarz, który statystycznie, wygląda aż tak blado. Logiczne jest więc, że brytyjskie oraz francuskie media piszą o zainteresowaniu osobą Hugo Llorisa ze strony władz Kanonierów.

Istotne było także sprawdzenie statystyk Davida de Gei, nienadającego się ponoć do gry w Premier Leauge. Moim oczom ukazał się wynik 78,2%, który w lidze okazał się… najlepszy. Warto wiedzieć, że nie można tutaj mówić o wielkiej pracy wykonanej przez Szczęsnego, który ma przed sobą nie najlepszych obrońców i często jest zmuszany do interwencji, bowiem obaj bramkarze byli zatrudniani niemal taką samą ilość razy. Na bramkę Polaka uderzano 375-krotnie, a w stronę jego hiszpańskiego kolegi po fachu poleciało 379 uderzeń. Z poczucia obowiązku dodam jeszcze, że 2. miejsce w tej statystyce zajął Joe Hart (77,9%), natomiast trzecie Simon Mignolet (75,6%), który broni barw Sunderlandu.

Wracając do reprezentanta Polski, który zaliczył statystycznie gorszy sezon niż ten z rozgrywek 2010/11, gdy skutecznie interweniował w 70,8% przypadków (spadek o ponad 6 punktów procentowych, co powinno dać do myślenia) muszę wspomnieć, iż w jednej statystyce dorównał on de Gei. Obaj panowie zachowali 13 razy czyste konta. Trzeba jednak wziąć poprawkę na to, że Hiszpan rozegrał w sezonie 29 spotkań, natomiast nasz rodak wystąpił w każdym spotkaniu ligowym.

Szczęsny jest na razie bramkarzem, który nie gra na tak wysokim poziomie, jakbyśmy wszyscy tego chcieli. Syn byłego zawodnika m.in. Widzewa Łódź oraz Legii Warszawa jest oczywiście piekielnie uzdolniony, co udowodnił już nie raz w barwach Arsenalu właśnie, czy w spotkaniach reprezentacji Polski. Jednak przed młodym Szczęsnym jeszcze bardzo długa droga na szczyt. Pierwszy krok postawił, gdy postanowił zaprzestać zamieszczać wpisy na twitterze, które znacznie częściej były nacechowane arogancją, aniżeli własnymi opiniami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24