W dwóch poprzednich spotkaniach ełkaesiacy fatalnie grali w drugich połowach, ale za to nieźle prezentowali się w pierwszych 45 minutach. W niedzielę łódzki zespół odszedł od tej zasady i już do przerwy grał słabo.
Do formy ełkaesiaków dostroili sie goście z Łęcznej, więc nic dziwnego, że w pierwszej części spotkania znudzonych kibiców rozbudzały tylko komunikaty spikera dla kierowcy jednego z samochodów. Na boisku nie działo się nic ciekawego - łodzianie oddali jeden celny strzał, a Górnik żadnego. Obaj bramkarze mogli śmiało opierać się o słupki. Akcje ełkaesiaków kończyły się najczęściej na szesnastym metrze, a ich rywali jeszcze bliżej. Kilka razy piłkarze obu zespołów próbowali strzałów z dystansu, ale piłka ani razu nie zbliżyła się nawet do bramki.
Twórcy łódzkiego zespołu - Tomasz Kłos i Tomasz Wieszczycki - również ze znudzonymi minami obserwowali mecz. Po dwóch pierwszych meczach, gdy łodzianie mieli na koncie komplet punktów, ich humory były zdecydowanie lepsze.
Trener Andrzej Pyrdoł w porównaniu z ostatnim meczem z Wartą w Poznaniu dokonał trzech zmian w podstawowej jedenastce - Mariusza Mowlika zastąpił Michał Łabędzki, na prawej obronie w miejsce Piotra Klepczarka wystąpił Artur Gieraga, a w pomocy znalazło się miejsce dla Bartosza Romańczuka, bo kontuzjowany jest Brain Obem. Romańczuk zagrał na lewej stronie pomocy, a na prawą powędrował Jakub Kosecki. Dotychczasowy prawy pomocnik łódzkiej drużyny Marcin Smoliński zagrał z kolei na środku. Jeśli zmiany miały pomóc, to nie pomogły - Romańczuk tracił większość piłek, a Smoliński zagrał swój najsłabszy mecz w tym sezonie.
Po przerwie było ciut lepiej, ale zbyt mało, by powiedzieć, że mecz wreszcie był ciekawy. W ŁKS wyróżniał się Jakub Kosecki, który tuż po rozpoczęciu gry popisał się szybką akcją, zatrzymaną jednak przez bramkarza gości. Kosecki walczył ze wszystkich sił, aż... podarł koszulkę i w drugiej połowie musiał założyć nową.
Kilka minut po akcji Koseckiego bliski zdobycia gola był Dariusz Kłus, ale po wrzutce Romańczuka nie sięgnął piłki głową. Najlepszą okazję łódzki zespół miał jednak w 74 minucie, po kolejnej akcji Koseckiego. Młody pomocnik ŁKS podał do Smolińskiego, a ten odegrał do apatycznego Mięciela, który zmarnował tę okazję, bo dał się zablokować obrońcy.
Goście pierwszy celny strzał oddali dopiero w 78 minucie, ale za to od razu mogli zdobyć gola. Gdy obrońcy ŁKS domagali się odgwizdania spalonego, Brazylijczyk Nildo głową zmusił Bogusława Wyparłę do interwencji.
Właściwie można było w niedzielę przyjść na stadion przy al. Unii dopiero w 86 minucie, bo od tej chwili było wreszcie ciekawie. Najpierw piękną kontrę górników zakończył Adrian Paluchowski, ale Bodzio W. pewnie obronił. A kilkanaście sekund później ełkaesiacy cieszyli się z gola. Piłkę wyprowadził Marcin Adamski, zagrał do Koseckiego, a ten dośrodkował. Najpierw piłkę trącił Kłus, aż wreszcie Mięciel wepchnął ją do siatki.
A w końcówce ŁKS ratował Bodzio W., bo Górnik miał aż trzy sytuacje bramkowe.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?