Zastrzyk z krwi postawi Pawlusińskiego na nogi

- Od kiedy gram w piłkę nożną tak fatalnego sezonu jeszcze nie miałem. Wszystko jakby sprzysięgło się przeciwko mnie, non stop nękają mnie kontuzje i prawdę mówiąc mam już wszystkiego serdecznie dość. Nie poddaję się jednak i cały czas wierzę, że w rundzie wiosennej zagram jeszcze w niejednym meczu - mówi gracz Termaliki Bruk-Betu.

Najlepszy snajper "Słoników" z poprzedniego sezonu w obecnych rozgrywkach wystąpił tylko w ośmiu meczach. Pech Pawlusińskiego rozpoczął się w sierpniu, gdy podczas meczu wyjazdowego z Puszczą Niepołomice naderwał mięsień dwugłowy uda i pauzował przez blisko miesiąc. Później długo nie mógł wrócić do pełnej sprawności, a gdy już mu się to udało, to w połowie października, w spotkaniu z Sandecją Nowy Sącz uraz mu się odnowił i doświadczony pomocnik "Słoników" musiał opuścić boisko.

W listopadzie, w przeddzień swoich 36. urodzin, podczas treningu strzeleckiego, popularny "Plastik" tak mocno kopnął piłkę, że zerwał mięsień dwugłowy uda. - Na szczęście obeszło się wtedy bez operacji. Zostałem poddany tzw. terapii czynnikami wzrostu, czyli zrobiono mi zastrzyk z mojej własnej krwi - wyjaśnia niecieczanin.

Po długiej rehabilitacji, w połowie stycznia doświadczony pomocnik rozpoczął treningi i gdy wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze, by bez przeszkód mógł wyjechać z drużyną na obóz do Kamienia, w ubiegłym tygodniu na jednym z treningów tak nieszczęśliwie poślizgnął, że naderwał więzadło poboczne w prawym kolanie.

- W piątek znów został mi zaaplikowany czynnik wzrostu. Po kolejnych czterech dniach nie czuję już żadnego bólu. Mogę swobodnie zginać kolano i mam nadzieję, że po solidnej rehabilitacji za około tydzień będę mógł wrócić do treningu - z nadzieją przyznaje pomocnik zespołu z Niecieczy.

Zespół Termaliki Bruk-Betu do soboty przebywał będzie na zgrupowaniu w Kamieniu. Na zakończenie obozu "Słoniki" rozegrają kolejny mecz kontrolny, w którym zmierzą się z trzecią drużyną opolsko-śląskiej grupy III ligi, Stalą Bielsko-Biała.