Akcja Koseckiego a'la Messi dała Legii skromne zwycięstwo z Widzewem

Daniel Kawczyński
Jakub Kosecki zapewnił Legii Warszawa skromne zwycięstwo nad Widzewem Łódź. Mecz przy Łazienkowskiej nie był porywającym widowiskiem, a zwycięska bramka padła chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy.

Mecz Legia-Widzew to już klasyk tylko z nazwy. Dzisiaj jest to prostu nic innego jak starcie lidera i pretendenta do mistrzowskiej korony z drużyną środka tabeli. Murawa wszystko zresztą zweryfikowało. Spotkanie nie stało bowiem na wysokim poziomie. Legia dominowała, zdobyła jedną bramkę i nie chciała strzelić więcej. Widzew, choć mógł przycisnąć i powalczyć o lepszy wynik, nie zrobił wszystkiego co w jego mocy.

Pierwszy gol mógł paść po zaledwie 120 sekundach. Na 25. metrze Radosław Bartoszewicz sfaulował Michała Żyro, z rzutu wolnego przymierzył Daniel Ljuboja, ale Milos Dragojević zdołał przenieść piłkę nad poprzeczką. Znacznie gorzej spisał się w 14. minucie, kiedy wypuścił z rąk zbyt głęboką wrzutkę serbskiego napastnika. Za plecami miał jednak Jakuba Bartkowskiego, który bez namysłu postanowił wybijać poza linię końcową.

W pierwszej połowie przewaga Legii nie podlegała dyskusji. Znacznie częściej utrzymywała się przy piłce i większość czasu spędzała na stronie przeciwnika, starając się zbudować szybkie ataki. Sposób rozgrywania akcji mógł się naprawdę podobać i skłaniać do braw. Wykończenie już niekoniecznie. Trzeba oddać, że Widzew świetnie zagęszczał sytuację we własnym polu karnym i skutecznie niwelował zagrożenie. Dopiero, gdy przydarzył im się błąd, legionistom udało się dojść do dogodnej sytuacji strzeleckiej.

Zdarzyły się raptem dwie. W 18. minucie Miroslav Radović wypuścił sam na sam Ljuboję. Dragojević wyszedł z bramki, nie musiał jednak interweniować. Patrzył tylko jak futbolówka ociera się o prawy słupek. Kolejne niebezpieczeństwo przyszło w 39. minucie. Swój udział miał Ljuboja, tym razem popisał się zagraniem nad obrońcami do Michała Żyro. Ten niepilnowany w polu karnym za daleko wypuścił sobie piłkę. Musiał uderzać z ostrego kąta, czym tylko dał pole do popisu Dragojeviciowi, który świetne skrócił kąt. Prócz tego dobrą szansę miał jeszcze Jakub Wawrzyniak. Po wrzutce z rzutu rożnego, doszedł do główki na 7. metrze i niewiele się pomylił.

Ogólnie rzecz biorąc kibice Legii nie mogli być zadowoleni. Przeciwnie fani Widzewa - ich zespół walczył bardzo dzielnie, nie odstawiał nogi. Do przodu także przechodził zdecydowanie i starał się wymusić stratę. Jednak brak dokładności i czasem pomysłu nie pozwolił stworzyć bramkowych okazji. Szczęścia poszukiwano głównie ze stałych fragmentów. Najbliżej był Marcin Kaczmarek - z rzutu wolnego przestrzelił tuż obok lewego, górnego rogu.

W przerwie niepocieszony Jan Urban przeprowadził zmiany. Za nie najlepiej spisującego się Michała Żyro pojawił się Jorge Salinas. Murawę opuścił też mający na koncie żółtą kartkę Janusz Gol, a szansę otrzymał Daniel Łukasik.

Pożądany efekt nastąpił po dwóch minutach. Akcję a-la Leo Messi przeprowadził Jakub Kosecki. Na prawej stronie ruszył dynamicznie do środka, jak slalomowe tyczki minął Jakuba Bartkowskiego i Hachema Abbesa. Przed sobą miał tylko Dragojevicia i władował piłkę pod jego nogami prosto do siatki. Akcja marzenie, na miarę klasyku.

Bramka nie zmieniła oblicza meczu. Gospodarze kontrolowali boiskowe wydarzenia, częściej byli przy grze, lecz nie forsowali tempa i niezbyt kwapili się do wykreowania kolejnych akcji na wagę gola. Wyglądało, jakby skromne prowadzenie było wystarczające. To nie była ta Legia z Bułgarskiej.

Jedyna sytuacja na podwyższenie nadarzyła się w 59.minucie. Po głębokiej centrze z rzutu wolnego, ponownie główkował Wawrzyniak i znów przytomną interwencją na medal popisał się Dragojević. Kto również wie, jak wyglądałby wynik, gdyby w 74.minucie mający dużo wolnego miejsca Ljuboja postanowił dalej rozgrywać akcję, a nie oddać czytelny strzał prosto w ręce golkipera.

Jakby nie spojrzeć, przy tak niezbyt mądrej postawie "Wojskowych", goście mogli znaleźć swój moment na uratowanie chociaż remisu. Mogliby, gdyby tylko nastawili się na częstsze i bardziej brawurowe ataki. Nie pomogło wprowadzenie widzewskiej młodzieży. Mariusz Rybicki, Mariusz Stępiński i Krystian Nowak nie mieli najlepszego dnia i nie wnieśli tyle ile zwykle.

W postawie łodzian martwić może niemożność posłania celnego uderzenia. Z Lechem w ogóle nie posłali piłki w światło bramki. Z Lechią ta sztuka im się raz. Z Legią podobnie, za sprawą Princewilla Okachiego. Nie mogło to jednak zaskoczyć Dusana Kuciaka, który nie mógł narzekać dzisiaj na ręce pełne roboty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24