Starcia między GKS-em Tychy a Podbeskidziem Bielsko-Biała zawsze gwarantują duże emocje. Nie tylko ze względu na bliskie położenie obu miast, ale także liczbę goli, która pada w pojedynkach obu drużyn. Do soboty w czterech dotychczasowych takich meczach padło 13 bramek, co jak na pierwszoligowe warunki daje całkiem niezłą średnią. W sobotę piłkarzom udało się ją jeszcze podkręcić.
Spotkanie od początku było wyrównane i toczone w niezłym tempie. Obie drużyny miały okazje na otwarcie wyniku, ale zrobili to Górale, za sprawą piorunującej końcówki pierwszej połowy. Najpierw dośrodkowanie Miłosza Kozaka wykorzystał debiutujący w wyjściowym składzie bielszczan Michał Rzuchowski, który głową skierował piłkę w górny róg bramki tyszan.
Kilkadziesiąt sekund później Podbeskidzie prowadziło już dwiema bramkami. Kozak prostopadłym podaniem chciał wypuścić przed bramkę Valerijsa Sabalę, ale piłkę niefortunnie zagrał jeden z obrońców GKS-u, przez co trafiła ona do niepilnowanego Kacpra Kostorza. 19-latek zachował spokój i ładnym uderzeniem umieścił piłkę w siatce. Gol padł w niecodziennych okolicznościach - początkowo sędzia odgwizdał spalonego, ale po długiej konsultacji z asystentami ostatecznie wskazał na środek boiska.
Podbeskidzie prowadziło dwoma bramkami w Tychach także przed rokiem, gdy po emocjonującym meczu padł remis 3-3. Wtedy gospodarze odrobili stratę, a bielszczanie nie wyciągnęli wniosków z tamtej sytuacji. Po przerwie to GKS wykazywał się większą agresją i tak jak w poprzednim sezonie odrobił straty. W 61. minucie złe ustawienie obrony gości wykorzystał Łukasz Grzeszczyk, który trafił do bramki z trzech metrów, a niedługo później drugi błąd przy wyjściu z bramki popełnił Rafał Leszczyński. W pierwszej połowie bramkarzowi Górali się upiekło, ale za drugim razem piłka trafiła pod nogi Huberta Adamczyka, który dał GKS-owi wyrównanie.
W ostatnich 20 minutach oba zespoły starały się wyprowadzić decydujący cios. "Elektryczna" gra w obronie sprawiała, że groźnie było pod obiema bramkami, ale piłkę meczową mieli na nodze goście. W końcówce Marcin Kowalczyk w polu karnym pociągnął za koszulkę Przemysława Płachetę, a sędzia podyktował rzut karny. Na bohatera wyrósł jednak Konrad Jałocha, który nie tylko obronił jedenastkę, ale i dobitkę Gugi Palawandiszwilego. Tym samym obie drużyny znów podzieliły się punktami w dramatycznych okolicznościach.
Piłkarz meczu: Miłosz Kozak
Atrakcyjność meczu: 6,5/10
W 86 minucie Guga Palawandiszwili nie wykorzystał rzutu karnego (obronił Konrad Jałocha).
Znani piłkarze w niższych ligach [16 NAZWISK]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?