Gdański entuzjazm [KOMENTARZ]

Jacek Czaplewski
Lechia Gdańsk
Lechia Gdańsk Aleksandra Sieczka
Po meczu z Ruchem Chorzów (2:0) kibice Lechii Gdańsk zaśpiewali Piotrowi Nowakowi w podzięce za grupę mistrzowską. Tego nie doświadczył żaden z ostatnich trenerów, nawet Jerzy Brzęczek, który w zeszłym sezonie wywindował drużynę z czternastego miejsca na piąte.

Nowak zasłużył sobie na tę symboliczną chwilę. Objął Lechię nie za bardzo sprecyzowaną, bez szczególnego stylu i wyników. Gdy zaś zerkniemy na samą tabelę Ekstraklasy od momentu, gdy rozpoczął pracę, a był to styczeń, to widzimy jak wiele pozmieniał na dobre. Gdańszczanie punktują na czwarte miejsce (premiowane grą w kwalifikacjach do Ligi Europy). Poza tym wbijają najwięcej bramek – aż dwadzieścia (przy dziesięciu straconych).

A przecież jeszcze trzeba wspomnieć o wartościach estetycznych, które niewątpliwie wywołują. Mecze z Podbeskidziem (5:0), Jagiellonią (5:1), wyjazdowy z Legią (1:1) i część wczorajszego z Ruchem (2:0) były popisem. Tak ciekawie dla oka i jednocześnie odważnie pod względem taktycznym (ustawienie 3-5-2 bez znaczenia przeciw komu) nie było ani za chwalonego przez długi czas Tomasza Kafarskiego, ani epizodycznego Ricardo Moniza, o którego pracy mówiło się właściwie jedynie pozytywnie.

Lechia znowu ma do ugrania. Oczywiście, mamy świeżo w pamięci, że kolejny raz punktowo ledwie doczłapała się ósemki. Ale taki już jej urok. W każdym poprzednim sezonie scenariusz fazy zasadniczej był podobny – nawet w tym, w którym groził spadek potrzeba było zaczekać do przedostatniej kolejki na fantastyczny błysk przeciwko Legii (1:0, gol Jakuba Wilka z rzutu wolnego).

Niby nie ma co pompować balonika, bo Lechia jednak w ostatnich latach nie ugrała niczego nadzwyczajnego, a wciąż jej największymi sukcesami pozostają te z lat 80-tych. Z drugiej strony nie sposób nie zauważyć, że teraz po podziale tabeli ma ledwie TRZY punkty straty do trzeciej Pogoni Szczecin. Czy jest od niej słabsza? Nie wydaje się. Mecze bezpośrednie w tym sezonie należały do wyrównanych (1:1, 0:1). Z resztą drużyn z grupy mistrzowskiej boje także były wyrównane (może poza Cracovią). Coś wielkiego zatem wisi nad Gdańskiem i wisieć będzie. Od Milosa Krasicia i spółki zależy, czy uda się to złapać w garść.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24