Godne pożegnanie z kibicami w Łęcznej. Bogdanka lepsza od GKS-u Tychy

Maciej Popko
GKS Bogdanka wygrała wszystkie spotkania na swoim boisku, oprócz pierwszego – z Okocimskim (1:2)
GKS Bogdanka wygrała wszystkie spotkania na swoim boisku, oprócz pierwszego – z Okocimskim (1:2) Filip Trubalski
Wygraną gospodarzy 2:0 zakończyło się sobotnie spotkanie pomiędzy GKS Bogdanką Łęczna a GKS-em Tychy. Łęcznianie zadali decydujące ciosy w drugiej połowie meczu, a na listę strzelców wpisali się kolejno Michał Zuber oraz Michał Renusz po asyście tego pierwszego.

Przed spotkaniem szkoleniowiec gospodarzy miał problem z zestawieniem meczowej jedenastki. Do kontuzjowanego Macieja Ropiejki dołączył Veljko Nikitović. Jego miejsce w środku pola z konieczności zająć musiał nominalny napastnik, Tomas Pesir, natomiast na szpicy zagrał Sebastian Szałachowski. Ta roszada wyszła na dobre trenerowi Rzepce. Czech świetnie sobie poradził – dogrywał i przedłużał piłki do kolegów z ataku, a także sam próbował swoich sił, strzelając z dystansu. Podobny wariant, lecz nie na papierze, dostrzec mogli kibice w Łęcznej w poprzednim sezonie, kiedy to Pesir zgrywał piłki do Wojciecha Łuczaka, obecnie zawodnika Górnika Zabrze, który nie zwykł marnować swoich sytuacji.

Początek spotkania należał do gości. Przez pierwsze piętnaście minut to oni wyprowadzali akcje ze swojej połowy, jednak Bogdanka odpowiadała wysokim pressingiem i skutecznie powstrzymywała ofensywne zapędy tyszan. W 21. minucie nadarzyła się pierwsza okazja w meczu. Z rzutu wolnego dośrodkowywał Rocki, piłkę głową w stronę bramki skierował Kupczak, ale na szczęście Prusaka ta minęła słupek.

Następnie do głosu zaczęła dochodzić Bogdanka. Gospodarze starali się długo utrzymywać przy futbolówce i cierpliwie czekać na błędy w ustawieniu GKS. Po rzucie rożnym w 28. minucie przed szansą stanął Renusz, jednak jego mocny strzał z kontrującej piłki daleki był od ideału. Kolejne minuty to ponowne konstruowanie swoich akcji przez zawodników obu zespołów. Odnotować możemy, iż na pięć minut przed końcem w bliźniaczy sposób do poprzedniego dośrodkowywał Rocki, futbolówkę zbyt lekko wybili obrońcy, a z całego zamieszania mógł skorzystać Folc. Mógł, ale odchylił się przy strzale z szesnastego metra i Prusakowi pozostało tylko odprowadzić piłkę wzrokiem. Na tym zakończyły się sytuacje obu ekip. Z pewnością można by policzyć je na palcach jednej dłoni. Kibice więc nie mieli powodu do rozgrzania się widowiskiem w to zimne, sobotnie popołudnie. Jednak o to zadbali już gospodarze od początku drugiej części…

Wtedy właśnie, w 51. minucie piłka trafiła z prawej strony pola do podłączającego się do akcji Pielacha, a ten popisał się dobrą wrzutką wprost na głowę Kamila Oziemczuka. „Ozi” zgrał futbolówkę na długi słupek do niepilnowanego Zubera, a ten ni mocnym, ni precyzyjnym odbiciem od niechcenia… zdobył swoją trzecią bramkę w sezonie i wyprowadził Bogdankę na prowadzenie. – Bardzo się cieszę, że udaje mi się strzelać zwycięskie bramki, ale po meczu z GKS Tychy najważniejsze jest to, że zapisaliśmy na swoim koncie trzy punkty – powiedział po meczu młody skrzydłowy z Łęcznej.

Pięć minut później Marcin Kalkowski niespodziewanie zdecydował się na strzał z połowy boiska. Ku zdziwieniu wszystkich widzów, jego piekielnie mocne i przede wszystkim, precyzyjne, uderzenie z trudem obronił Misztal. Naprawdę mało zabrakło środkowemu obrońcy gospodarzy, abyśmy mieli kandydatkę na bramkę sezonu.

Ważna dla przebiegu drugiej połowy była sytuacja z 68. minuty. Po agresywnym ataku na nogi Renusza, który wyraźnie wcześniej odegrał futbolówkę do kolegi z drużyny, czerwień przed oczami ujrzał Marcin Folc. – Gdyby nie ochraniacz, miałbym złamaną nogę – przyznał po meczu sam poszkodowany. To była bezspornie dobra decyzja arbitra Marcina Borskiego, który w tym spotkaniu nie popełnił wielu błędów. Dało się natomiast zauważyć, że sędzia główny nie pozwala piłkarzom na wiele, czego powodem było dużo drobnych, lecz odgwizdanych przewinień.

Po osłabieniu ekipy Piotra Mandrysza przewaga Bogdanki dostrzegalna była gołym okiem. W 75. minucie, ku zaskoczeniu wszystkich, bliźniaczo podobny strzał na bramkę Misztala oddał Kalkowski. Ku jeszcze większemu zaskoczeniu, strzał był jeszcze celniejszy od poprzedniego i tym razem zmierzał w samo okienko bramki golkipera z Tych. Widać było, że stoper gospodarzy ma bardzo dobrze ułożoną stopę i takie zagrania mogą okazać się asem w rękawie Piotra Rzepki.

Ostateczny cios Bogdanka zadała tyszanom w 82. minucie. Z szybką kontrą prawą flanką wyszedł Zuber, dobiegając do pola karnego zagrał równoległą do linii końcowej piłkę, która trafiła pod nogi niepilnowanego Renusza. Gospodarze postawili kropkę nad „i” i z podniesionymi głowami mogli pożegnać swoich kibiców, gdyż wynik do końca nie uległ już zmianie.

- Obawialiśmy się tego meczu, bo seria czterech zwycięstw GKS robiła wrażenie. Obie drużyny bardzo przestrzegały założeń taktycznych, takiego meczu w tym sezonie jeszcze nie mieliśmy. Widać było, że jedna bramka może zadecydować o zwycięstwie. Moi piłkarze pokazali, że wiedzą o co chodzi w futbolu. Okazaliśmy się bardziej dojrzali, z czego bardzo się cieszę. Myślę, że wygrana z GKS Tychy jest naszym największym sukcesem, zaraz po pokonaniu Termalici - powiedział na konferencji pomeczowej trener Bogdanki, Piotr Rzepka.

GKS Tychy kończy rundę jesienną na piątej pozycji, Bogdanka na ósmej. Pozycja w tabeli może zaskakiwać, bo zawodnicy z Tych są przecież beniaminkiem rozgrywek, natomiast Bogdanka w poprzednim sezonie włączyła się nawet do walki o ekstraklasę. Pamiętając jednak dobre występy zespołu Piotra Rzepki w rundzie wiosennej, nie można wykluczyć, że i tym razem zespół z Łęcznej włączy się do walki o awans.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24