Legia o krok od kompromitacji z St. Patrick's. Radović uratował honor mistrzów Polski
Naprawdę ciężko jest napisać coś pozytywnego o tym spotkaniu i o występie piłkarzy Legii. Jeszcze ciężej wyznaczyć oceny dla pojedynczych piłkarzy warszawskiego zespołu. Przed ekipą Wojskowych poważne pytanie, które powinni zadać sobie w szatni: co dalej? Jeśli gra Legii się nie poprawi, deja vu sprzed roku będzie bardzo możliwe. Czyli: dopóki Kuciak broni, dopóty Legia się trzyma.
Tak naprawdę większość zespołu należy ocenić słowami kultowej piosenki Lady Pank - "Mniej niż zero". Jedynym zawodnikiem, który zasłużył na wyższą ocenę jest wspomniany słowacki bramkarz. Kuciak zdaje się przewyższać kolegów z zespołu przygotowaniem fizycznym, kondycyjnym i chyba nawet motywacyjnym. Kultowym momentem spotkania stanie się chyba chwila, w której zaraz po zażegnaniu niebezpieczeństwa w polu karnym ruszył sprintem w kierunku Michała Żyry z pretensjami za brak zaangażowania i proste błędy. Właśnie, błędy. Słowak był również jedynym zawodnikiem Legii, który potrafił naprawić swoją pomyłkę. Po ryzykownym wybiciu piłki głową zdołał zbić futbolówkę lecącą nad nim do bramki legionistów. Problem dla Legii pojawi się wtedy, gdy Kuciak oznajmi, że dłużej w Warszawie zostać nie zamierza. Aż strach pomyśleć, co to będzie oznaczało dla Legii grającej w europejskich pucharach.
Kogo jeszcze warto pochwalić? Na pewno Ondreja Dudę. Młodzian ściągnięty zimą ze słowackiej ekstraklasy z każdym swoim występem potwierdza ogromny talent. Szkoda tylko, że dostał zaledwie kwadrans na odwrócenie losów spotkania. Mimo wszystko, podczas tych piętnastu minut pokazał dużo więcej niż cała linia pomocy Legii przez wcześniejsze 75. Oddał kilka strzałów, lepszych czy gorszych - naprawdę nie istotne. Ważne, że wszedł i pokazał jak powinien grać mistrz Polski w meczu z klubową odmianą San Marino.
Miroslav Radović? Poza bramką nie pokazał niczego wartego uwagi. Uważany za najlepszego pomocnika polskiej Ekstraklasy zawodnik przez 90 minut nie potrafił pokonać golkipera, który na co dzień jest również asystentem trenera drużyny akademickiej. Ostatecznie gola zdobył, ale czy to powód do wychwalania go i wznoszenia ponad kolegów, którzy nie potrafili dokonać tego, zdawałoby się, prostego zadania? Bądźmy szczerzy i poważni - bramka wbita amatorom w ostatnich minutach nie jest wielkim osiągnięciem dla piłkarza przymierzanego kilka lat temu do reprezentacji Serbii.
Pozostali piłkarze Wojskowych zasłużyli na pały. Nie ma sensu ich krytykować, bo nic to nie zmieni. Zagrali bardzo słabo i zawiedli na całej linii, a my musimy mieć po prostu nadzieję, że taki występ więcej się nie powtórzy. Inaczej, no cóż... Liga Mistrzów będzie wciąż odległym marzeniem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?