Okiem kibica: Byliśmy w Mariborze

Marek Iwaniszyn
Polska 0:3 Słowenia
Polska 0:3 Słowenia Marek Iwaniszyn, Michał Wieczorek (Ekstraklasa.net)
Pojawiła się okazja, więc długo się nie zastanawialiśmy - udaliśmy się do Mariboru. Nic to, że nie mieliśmy biletów. Nic to, że szansa ich zdobycia była minimalna. Nie udało się. I nam i piłkarzom. Bilety jednak były, kto je miał? Co działo się przed stadionem? Jak było?

Zobacz fotogalerię z wyjazdu do Mariboru

Godzina 1:30, Środa, 9 września 2009, dworzec PKS w Katowicach
Pojawiamy się na dworcu lekko niewyspani i podekscytowani. Obok nas spora grupa kibiców ubranych w biało-czerwone barwy bawi się w najlepsze. Nie przeszkadza chłodna noc. Nasz autobus powinien być za 15 minut.

Godzina 1:55, dworzec PKS
Lekko spóźniony ale jest. Piętrowy autokar, którego celem jest Maribor, wypełnia się do ostatniego miejsca. Ba, chętnych jest nawet w nadmiarze. Niestety - miejsc stojących nie ma.

Godzina 2:15, dworzec PKS
Dane podróżnych sprawdzone, wszystko załatwione. Z półgodzinnym opóźnieniem ruszamy przy chóralnych okrzykach "Polska, biało-czerwoni", oraz "pozdrowieniu" Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Godzina 10:00, gdzieś na austriackiej autostradzie
Planowo o godzinie 11:00 mieliśmy być na miejscu. Tymczasem na jednej z tablic znak, że do Grazu, który był jednym z etapów wyprawy, jeszcze 164 km. Nic to, mecz wieczorem, a atmosfera w autobusie iście kibicowska. Jest Szczecin, Warszawa, Łódź, Wrocław, Katowice, Sosnowiec, Jaworzno... Toczą się dyskusje klubowe przerywane stwierdzeniami "Ale to nieważne - po przekroczeniu granicy wszyscy jesteśmy Polakami, jedziemy na kadrę, kluby nie mają znaczenia".

Godzina 11:15, stacja paliw przed Grazem
To już ostatni postój na trasie. Papieros, wc, zakupy i w dalszą trasę.

Godzina 11:55, Pesnica - granica austriacko-słoweńska
Przekraczamy granicę, na której czeka na nas policyjny radiowóz. Mamy "ogon". Mija pięć minut i mamy nieplanowaną 20-minutową przerwę. Panowie policjanci zatrzymali nas przy szeregu swoich radiowozów i każą czekać. Na co? Chyba na konwój. W międzyczasie mamy okazję popatrzyć na ubierających się policjantów. Wyglądają jakby szli na wojnę. Ochraniacze na każdą część ciała, kamizelki, pałki, kaski. Czy aby nie przesadzają?

Godzina 12:30, Maribor
Wjeżdżamy do Mariboru. Stajemy przed samym stadionem. Co z biletami? Część je ma [z puli PZPN-u]. Reszta zacznie zaraz kombinować jak je zdobyć. Jest sporo czasu. Jedno jest pewne - samemu biletu się nie kupi w kasie. Trzeba okazać słoweński dowód.

Następne godziny, Maribor
No i po starciu. Kilkadziesiąt osób zatrzymanych, atmosfera gęsta, że można by ją nożem kroić. Polacy "uwięzieni" przed stadionem. Iść na miasto - niet! Droga zablokowana. Stój. Po jednej stronie leżą "zawinięci", po drugiej stronie barykady kibice. Niektórych wypuszczają. Policjantom puszczają nerwy - pchają wypuszczanych, żeby szli szybciej. - Nie pchajcie ich! - krzyczy ładną angielszczyzną nasz naczelny Michał, pstrykając przy okazji zdjęcia. A do niego podchodzi policjant, który kompletnie nie panuje nad swoimi emocjami. Pcha go, rzuca się, krzyczy coś po słoweńsku, co z pewnością ma znaczyć po co robisz te zdjęcia. Zaraz go zawinie, jak nic, będzie samowola na ekstraklasa.net, bo naczelnego zabraknie. Michał spokojnie i pewnie tłumaczy, że jest fotoreporterem, co nie ma znaczenia, bo i tak pan policjant nie ma żadnego prawa go dotykać! No i pan policjant poczuł się zbity z tropu. Odwrócił się i uciekł ochłonąć. Więcej już go nie widzieliśmy. Policjanta rzecz jasna. Michał wyszedł bez szwanku.

Godzina 20:20, na stadionie
Przedziwna to sytuacja. Całkowicie przypadkowo znaleźliśmy się z Michałem na terenie stadionu!!! Nie na trybunach ale na stadionie. Próbujemy wejściem dla vip-ów - było blisko ale się nie udało. Próbujemy inaczej - też nic. Co ciekawe - próbujemy wyjść. Nie da się! Brama na kłódkę zamknięta, a ochroniarz tłumaczy, że nie ma klucza. Paradoks - uwięzieni na stadionie, niemogący wejść na trybuny. Koniec końców, jak chuligani wychodzimy - przez wyrwę w bramie.

Godzina 21:30, w barze, prawie na stadionie
Bar pod chmurką, w zasadzie na terenie stadionu. Piwko, regionalne przysmaki, wielki telewizor, masa Słoweńców - razem oglądamy ten mecz. Cóż za ironia - oglądać mecz w telewizji na terenie stadionu! Z każdą chwilą nasze miny robią się smutniejsze. U naszych rywali wręcz przeciwnie.

Godzina 22:50, przed autokarem
Czekamy, zbieramy się. Pora do domu. Czy wyprawa była nieudana? Skądże znowu. Mimo wyniku, mimo długiej podróży przed nami - było warto.

I w zasadzie mógłby to być koniec opowieści... Ale nie jest.
Godzina 23:15, przed autokarem

Monotonne oczekiwanie na resztę kibiców przerywa autokar, który zatrzymał się na chwilę za nami. A w nim? Jakby inaczej - rodzina przyjaciół PZPN z prezesem na czele. Tradycyjne "pozdrowienie" miesza się z dumnym pytanie do prezesa - byliśmy tu, widzieliśmy mecz, chociaż miałeś prezesie nadzieje, że nas nie będzie, "Lato, co Ty na to?" Pytanie zostaje bez odpowiedzi. Na do widzenia jakże przepełnione goryczą kibicowskie wyznanie do Grzegorza Laty: "Byłeś legendą, zostałeś sprzedają mendą".

Autokar odjeżdża. Ich, i godzinę później - nasz. Odjeżdżają też marzenia o przyszłorocznym mundialu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24