Piłka jak kobieta - zmienną jest. Wokół finału Ligi Mistrzów kobiet (GALERIA)

Daniel Kawczyń„ski
Droga do Lizbony: finał piłkarskiej Ligi Mistrzów kobiet
Droga do Lizbony: finał piłkarskiej Ligi Mistrzów kobiet KS
Tegoroczny finał Ligi Mistrzów w żeńskim wydaniu do złudzenia przypominał... stereotypową kobietę. Zmienna, chaotyczna, łatwo popadająca w skrajności, nieprzewidywalna, ale zarazem ekscytująca, wyzwalająca emocje i ciekawość. Od bohatera do zera, od zera do bohatera, dramat faworyta, łzy szczęścia i rozpaczy, pokonana rekordzistka – wszystko jednego, czwartkowego wieczoru na Estadio Restelo w Lizbonie.

Futbolu w żeńskim wydaniu raczej nie uznaje się za sport atrakcyjny, godny wielkiej uwagi. Śledzi ktoś z Was na bieżąco rozgrywki Ligi Mistrzów, tej kobiecej? Jesteśmy pewni, że znalazłaby się garstka. My również zaglądamy sporadycznie. Na kameralny Estadio do Restelos, którego gospodarzem jest na co dzień drugoligowe CF Belenses, wybraliśmy się przy okazji, ot tak dla atrakcji, na odprężenie, przed gorączką sobotniej nocy. Oczekiwań nie mieliśmy praktycznie żadnych. Rozpościerający się z trybun i centrum prasowego widok na drugi brzeg rzeki Tag, połączony "Mostem 25 kwietnia" rodem z San Francisco i widoczne lekko u stóp piękno zabytkowej dzielnicy Belem – to miały być te zapierające dech w piersiach atrakcje. Rewolucja naszych przypuszczeń wzięła początek jeszcze przed pierwszym gwizdkiem...

Piłkarskie równouprawnienie

UEFA już czwarty raz organizuje kobiecy finał LM w tym samym mieście, co męski. Powody są proste: zwiększenie prestiżu i zainteresowania. Trwający od kilku dni piłkarski festyn „UEFA Festival” afiszował czwartkowe spotkanie, nie gorzej niż elektryzujące derby Madrytu. Na telebimie co rusz wyświetlano najróżniejsze zapowiedzi video. W specjalnym sklepie UEFA, obok gadżetów Realu i Atletico, bez problemów szło dostać pamiątki Tyreso i Wolfsburga. Niedaleko plakatów ukazujących najlepszych strzelców Ligi Mistrzów panów, zademonstrowano wizerunki najbardziej bramkostrzelnych pań. Każdy kto chciał, mógł bez problemu zrobić sobie zdjęcie z repliką żeńskiego pucharu. Do tego dochodziła jeszcze łatwa dostępność wejściówek, po naprawdę niewysokich cenach. Jednym słowem piłkarskie równouprawnienie i promocja pełną gębą.

Jeżdżą z mężami oglądać kobiety

Mimo wielkich starań organizatorów, a także konfrontacji drużyn z krajów o wielkich tradycjach żeńskiej piłki, nie spodziewaliśmy się nadzwyczajnej frekwencji. Liczyliśmy się wręcz z pustkami. Nie wierzyliśmy w powtórkę sytuacji z Monachium, kiedy 70-tysięczny Olympiastadion został wypełniony po brzegi. Czas pokazał, jak bardzo się myliliśmy.

Już w autobusie, który miał nas zabrać na Estadio do Restelos, natrafiliśmy na znaczną grupę Niemców. Część z nich przystroiła się w koszulki Wolfsburgu. Podeszliśmy do większej grupki. - Wy wszyscy specjalnie na finał kobiet? - Oczywiście - odpowiedział jeden z zaskoczeniem, jakbyśmy zadali nie wiadomo jak bardzo absurdalne pytanie.

- Z przyjaciółmi nie opuszczamy żadnego meczu Vfl. Czy piłkarze, czy piłkarki staramy się być wszędzie. A panie, jak to panie, dostarczają nam dużo radości. Nawet więcej niż panowie. W końcu rządzą nie tylko w Bundeslidze, ale całej Europie! - zachwycał się Carsten, mężczyzna w średnim wieku. - Tylko żony się czasem denerwują. Boją się, że ukradnie nas jakaś piłkarka – wtrąca się z uśmiechem Ralf.

Na meczu spotykaliśmy jeszcze więcej kibiców Wolfsburga. Uwagę zwracają dominujące liczebnie fanki przybrane w koszulki, szaliki, niekiedy nawet trąbki. Na stadionie także się nie oszczędzają. Z pasją i werwą intonują hasła, na które reszta odpowiada. - Panów podziwiamy na boisku, ale panie jeszcze bardziej. Są nam trochę bliższe. Piłka kobieca w Niemczech ma sporą renomę i popularność. Tu nikt nie traktuje jej niepoważnie. Ten finał to u nas ważne wydarzenie - zapewniała nas jedna z kibicek, Gretha.

Sympatycy Tyreso wcale nie byli gorsi. Pod samym stadionem spotykaliśmy maszerujące grupy fanek uposażone w megafony, trąbki, klaskacze. Były nawet... szkockie dudy. Gardeł nikt nie oszczędzał.

Jeśli chodzi o frekwencję, to większość miejsc 33-tysięcznego Restelos została wypełniona, acz do kompletu było daleko. Tuż pod nami zasiadali najzagorzalsi kibice obu ekip. Dopingowali często, ale nieregularnie. Po przeciwnej stronie stadionu działo się zdecydowanie mniej. Emocjami za to kipiało na murawie.

Bo futbol zmienny jest

Na Restelo futbol istniał tylko momentami. Rządziły chaos, przypadek, nerwy. Zaplanowana myśl taktyczna zwyczajnie nie istniała. Proste straty i błędy przy najprostszych zagraniach, brak zimnej krwi w wykończeniu stuprocentowych sytuacji, kompletna dezorganizacja w obronie. Wytrawni koneserzy futbolu mogli narzekać. Ale przeciętny kibic ujrzał obfitujący w emocje spektakl. Grad bramek, ładne ataki, zwroty akcji. Czego chcieć więcej?

To był mecz z serii zaskakujących. Gdy coś wydawało się oczywiste, w zasadzie nie do obalenia, natychmiast przewracało się o 180 stopni. Na początku spotkania, to Tyreso pokazywało więcej jakości, lepiej operowało piłką, ale szans zyskał więcej Wolfsburg nastawiony na odbiory w środku pola. Gdy broniące pucharu Niemki cisnęły coraz bardziej, dwa gole wbiły Szwedki. Do przerwy wygrywały i wydawało się, że triumf jest już na wyciągnięcie ręki.

Kibice chłodzili szampany. Już weszli do ogródka, już witali się z gąską, ale zaraz po zmianie stron Wolfsburg stworzył sobie stuprocentowe sytuacje. W sześć minut wykorzystał dwie – z 2:0 nagle zrobiło się 2:2. Taki stan utrzymał się raptem 180 sekund. Tyreso znów wypracowało sobie korzystny rezultat, co dawało nadzieję, że stracone wcześniej bramki to efekt chwilowego rozkojarzenia. Nic z tego. Epidemia dekoncentracji okazała się znacznie bardziej poważna. W kolejnych minutach Niemki ponownie wyrównały, by na dziesięć minut przed końcem odwrócić rezultat. Kompletnie podłamane piłkarki Tyreso nie mogły już nic zdziałać. Przegrały wygrany finał.

Najlepsza największą przegraną

Po ostatnim gwizdku, radość Niemek nie miała końca. Nie ma się co dziwić. Po spektakularnym widowisku wróciły z dalekiej podróży. Obroniły wywalczone przed rokiem trofeum, co w męskiej Champions League nie powiodło się jeszcze nikomu. Jakby tego było mało, tytuł najlepszej zawodniczki odebrała kapitan Nadine Kessler.

Mimo zwycięstwa Niemek, największy podziw wzbudziła Marta. Rywalki bały się jej, jak wszystko pożerającego potwora. Obawiały się podejść bliżej, zaatakować agresywniej. Przy kobiecej wersji Leo Messiego wyglądały jak porażone piorunem. Najbardziej utytułowana zawodniczka na boisku po prostu zrobiła różnicę. Przy pierwszej bramce świetnie zbiegła z prawej strony do środka, ominęła z łatwością rywalki i z zimną krwią wykorzystała sytuację sam na sam. Nie byle jak popisała się w roli asystentki. Znów ścięła ze skrzydła, z niesamowitą swobodą przedarła się wszerz przez całe pole karne, wyczekała dogodnego momentu i świetnie odegrała na środek. Osamotniona Veronica Boquete mogła tylko dostawić nogę. W drugiej połowie przywróciła koleżanki na prowadzenie, którego jednak nie udało się dotrzymać do końca. Najlepsza na boisku zawodniczka, okazała się jednocześnie największą przegraną.

Tyreso – VfL Wolfsburg 3:4 (2:0)

Bramki: Marta 28,56, Boquete 30 – Popp 47, Muller 53, 80, Feisst 68,

Tyreso: Söberg – Engen, Røddik, Sembrant, Klingenberg (69 Kinga), Dahlkvist (83 Thaisa), Diaz (67 Edlund), Seger, Verónica Boquete, Marta, Press

VfL: Schult – Wensing, Fischer, Bunte, Henning, Blasse, Kessler, Goessling (90 Hartmann), Wagner (46 Faisst), Popp, Muller

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24