Rok zakończony czerwienią - sycylijskie półrocze Michała Chrapka

Konrad Kryczka
Michał Chrapek czerwoną kartką zakończył półrocze we Włoszech
Michał Chrapek czerwoną kartką zakończył półrocze we Włoszech Ryszard Kotowski
O Michale Chrapku mówiło się jako o jednej z większych nadziei polskiego futbolu. W połowie tego roku Polak po raz pierwszy spróbował swoich sił za granicą i jak na razie jego bilans we włoskiej Catanii jest przeciętny: w Serie B rozegrał jak do tej pory 12 spotkań.

Twarda ręka Smudy, więcej profesjonalizmu i nagle z „młodocianego oldboja” chłopak stał się czołowym zawodnikiem na swojej pozycji w Ekstraklasie, a co za tym idzie gościem, na którym można nieźle zarobić. A to w warunkach Wisły było niesamowicie ważne. Chodzi oczywiście o Michała Chrapka, czyli piłkarza środka pola. Ani nie grającego zbyt blisko napastników, ani takiego, który trzyma się kurczowo obrońców. Po prostu środkowego pomocnika – typową „ósemkę”. Mowa o gościa, o którego talencie mówiono co chwilę, a on tego nie potrafił potwierdzić na boisku. Dopiero przyjście Smudy i dokręcenie śruby sprawiło, że wiślacy zaczęli dawać z siebie maksa – co widać najlepiej właśnie na przykładzie Chrapka.

Wiadomym było, że jego dobra forma przykuje uwagę zagranicznych klubów – nie gigantów futbolu – ale jakichś solidnych zespołów już jak najbardziej. Sam zawodnik podchodził jednak do wyjazdu ze sporą ostrożnością i nie miał ciśnienia, żeby upuścić Polskę - Bo wyjazd po to, żeby nie grać, nie ma sensu. Chcę być pewny w stu procentach, że jestem gotowy na transfer. Teraz mam jednak za duże braki, więc muszę jeszcze poczekać. Mentalnie jestem gotowy, motorycznie jeszcze nie. Wiele było nazwisk, które wyjeżdżały po pół roku gry, bo później mogłyby takich ofert nie dostać. Nie można odmawiać sobie za każdym razem, ale myślę, że jeżeli będę dobry, to prędzej czy później po prostu wyjadę. Wyjazd po pieniądze mnie nie interesuje. Liczy się gra – tłumaczył w marcu w rozmowie z Weszło.

Ostatecznie jednak wyjechał – media informowały o tym w maju, a w czerwcu wszystko się potwierdziło. Catania, która akurat zleciała z Serie A, chciało go zresztą wcześniej i w końcu jej starania przyniosły skutek. Oczywiście niektórych ten ruch delikatnie dziwił – liczono raczej, że piłkarz Wisły zakotwiczy w jakimś klubie z najwyższej klasy rozgrywkowej. Nawet słabszej drużynie, ale z ekstraklasy danego kraju. Z drugiej strony, przypadki Kamila Glika czy nawet Cezarego Wilka pokazują, że czasami warto przemęczyć się w niższej lidze, żeby później znaleźć się wśród elity. Sam transfer Chrapka był również bardzo potrzebny Wiśle – drużyna straciła sportowo, ale zyskała finansowo, a nie trzeba przypominać, że kasa w Krakowie wtedy i w ogóle ostatnimi czasy była niezbędna.

Jeżeli chodzi o jego grę w nowym zespole, to początkowo wydawało się, że aklimatyzacja na Sycylii przebiegła błyskawicznie. Debiutował w Pucharze Włoch i od razu zaliczył asystę, które później nasze media chętnie pokazywały – to miał być dobry prognostyk względem dalszej przygody we Włoszech. Chrapek później dostawał kolejne szanse – w pierwszym składzie, czy wchodząc z ławki – i wydawało się, że transfer będzie trzeba uznać za naprawdę udany. Brakowało mu co prawd liczb – bramek czy asyst – ale na to jeszcze można było przymknąć oko. Grunt, że grał. Ale w pewnym momencie i tego już nie było. W międzyczasie w Catanii zmienił się trener, choć akurat takimi względami trudno tłumaczyć całą sytuację. Generalnie Chrapek zbierał minuty, wchodząc w końcówkach, albo przesiadywał całe spotkania na ławce.

Sytuacja zmieniła się znów w 17. kolejce Serie B – Polak dostał wtedy ponad pół godziny i zaliczył asystę przy bramce znanego z polskich boisk Edgara Caniego. Zresztą po jego wejściu Catanii udało się wyciągnąć z 0:2 na 2:2 (rywalem Bologna), więc naturalnym było, że Chrapek następne mecze zaczynał od pierwszej minuty. W następnej kolejce w meczu z Livorno zdobył swoją pierwszą bramkę dla włoskiego klubu i wydawało się, że były zawodnik Wisły wrócił na właściwie tory. Niby można tak powiedzieć, ale jednak zakończenia roku Chrapek do udanych nie zaliczy. W przegranym spotkaniu z AS Cittadella obejrzał czerwoną kartkę za krytykowanie decyzji sędziego. Mecz był rozgrywany w wigilię, więc Polak sprawił sobie dodatkowy „prezent” na święta. A raczej rózgę, przez którą nie zagrał już w ostatniej kolejce przed zakończeniem roku. Co dalej? Wątpimy, żeby akcje Chrapka zleciały teraz na łeb na szyję – raczej będzie dostawał kolejne szanse i całkiem możliwe, że nadal będzie zawodnikiem pierwszej jedenastki. Samo półrocze we Włoszech miał jednak średnio udane – chwile lepsze przeplatywał gorszymi. Pozostaje nadzieja, że teraz będzie już tylko lepiej. Choć Chrapkowi na pewno nie będzie łatwo – jego zespół zamiast walczyć o awans zajmuje dopiero dziewiętnaste miejsce w lidze i w najbliższym czasie czeka go walka o utrzymanie w Serie B.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24