Życie sportowca nie jest jednak usłane różami. Trzeba mieć mocną psychikę, by przetrzymać wichry i burze. By się nie załamać, gdy los nie sprzyja, tylko dalej wierzyć, że kiedyś zza kłębiastych chmur wyjrzy słońce. Nadejdzie dzień, że pracowitość zostanie dostrzeżona i doceniona.
W sierpniu 2009 roku Marcin Folwarski, wychowanek Wierchów Lasek - bo o nim mowa - był pełen entuzjazmu. Podpisał pięcioletni zawodowy kontrakt z pierwszoligowym zespołem Podbeskidzie Bielsko-Biała. Nie był człowiekiem znikąd, bo do tego klubu został wypożyczony na czas uczęszczania do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Bielsko-Białej.
- Trafiłem tam dzięki staraniom prezesa Wierchów, Zdzisława Łabudy - mówił wtedy świeżo upieczony pierwszoligowiec. - Byłem wyróżniającym się graczem w jego drużynie i chciał, bym doskonalił swoje umiejętności na wyższym szczeblu.
Przez trzy sezony występował w drużynie juniorów w lidze śląskiej. Doceniono jego upór w dążeniu do zrealizowania marzeń, a także jego umiejętności. A musiały być one nieprzeciętne, skoro tylko jego z drużyny juniorów wybrał trener Marcin Brosz do szerokiej 25-osobowej kadry seniorów.
- Serce mi mocno biło, gdy podpisywałem kontrakt - nie kryje. - Byłem pod ogromnym wrażeniem. Trzy lata ciężko pracowałem na to, by spełniły się moje marzenia. Moją mocną stroną jest szybkość, spryt, umiejętność gry głową i kondycja. Mówią, że mam żelazne płuca. Niestety, nie jestem dobrze przygotowany taktycznie. To dlatego, że z zawodowym futbolem mam krótko do czynienia. Podhale jest piłkarsko słabo rozwinięte, to trzeba sobie uczciwie powiedzieć. Przekonałem się o tym już w pierwszym roku pobytu w Podbeskidziu. To był potężny przeskok organizacyjno-szkoleniowy.
Minęło półtora roku od historycznego wydarzenia i Marcin nadal czeka na szansę debiutu w ligowym meczu. W pierwszym zespole zadebiutował, ale... w spotkaniu kontrolnym. Zresztą nie z byle kim, bo z ekstraklasową Cracovią. Nie przeląkł się gwiazd, kolana mu nie zadrżały. Rozegrał bardzo dobre spotkanie. Wszyscy klepali go po plecach, podobnie jak po meczu z czeską Karviną. W obu potyczkach gryzł trawę, by załapać się do podstawowego składu. Wydawało się, że to jest realne, a tymczasem pierwszą rundę przesiedział na trybunach.
Wszedł w drugiej połowie sparingowego meczu z Wisłą Kraków i pokazał góralski, zadziorny charakter. Strzelił ponadto cudnego gola. Piłka po jego uderzeniu zerwała "pajęczynę" z bramki "Białej Gwiazdy". Nawet tym występem nie przekonał trenera, który po słabych wynikach zespołu zmienił miejsce pracy.
Nowy szkoleniowiec widzi go na razie w drużynie rezerw. Za to pozwolił zadebiutować młodszym od górala wychowankom klubu. Marcin nadal gra w rezerwach. Był podstawowym graczem drużyny, która awansowała do czwartej ligi. Nadal cierpliwie czeka kiedy i jemu zaświeci słoneczko.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?