Upadek twierdzy, upadek nadziei, czyli o ekstraklasie nad Dunajcem

Bartłomiej Szura
Stadion przy Kilińskiego zatracił w ostatnim czasie swoją magię
Stadion przy Kilińskiego zatracił w ostatnim czasie swoją magię Albert Szczerba/Polskapresse
"Twierdza, twierdza Nowy Sącz" jeszcze rok temu niosło się po Kilińskiego i okolicach. Drużyna z Nowego Sącza na swoim stadionie była niepokonana. Górnik Zabrze, Pogoń Szczecin czy Podbeskidzie nie potrafili stamtąd wywieźć kompletu punktów.

Od 17 maja 2009 roku, meczu z Górnikiem Wieliczka, przegranego przez zespół Roberta Moskala 1:2, do 16 maja 2010 roku i słynnego już meczu z Widzewem Łódź – tak długo trwała passa bez porażki Sandecji na własnym boisku. Rok bez porażki, gdy w Nowym Sączu gościły takie zespoły jak m.in. Górnik Zabrze to niewątpliwy sukces i powód do rozmów o wydarzeniu nie tylko w Nowym Sączu.

Po Widzewie też nie było źle

Gdy opadły już emocje związane z porażką 1:6 w Nowym Sączu znów rozpoczęło się budowanie twierdzy. I choć nie udało się już tak długiej passy powtórzyć, to każda drużyna przyjeżdżająca do Nowego Sącza miała świadomość, że jedzie do „jaskini lwa”. Bez punktów z Nowego Sącza wyjeżdżały już takie drużyny jak GKS Katowice, Pogoń Szczecin, Podbeskidzie Bielsko Biała. Tylko z jednym punktem wyjechał już wtedy beniaminek ekstraklasy – Łódzki Klub Sportowy.

Od Moskala do Kurasa

Najnowsza historia trenerów Sandecji obejmuje trzech szkoleniowców. Pierwszy był Robert Moskal – przyszedł wraz z „zaciągiem zabierzowskim” do Nowego Sącza z jasno określonym celem wywalczenia awansu na zaplecze ekstraklasy. W zimie 2008 roku sceptycznie przyjęto szkoleniowca, który nie posiadał wielkich sukcesów trenerskich a zastąpił lubianego i szanowanego w klubie Jarosława Araszkiewicza. Okazało się, że początki były trudne. Drużyna nie grała olśniewającej piłki, ale była skuteczna. Wiele spotkań kończyło się wynikiem 1:0 ale trener postawiony przed nim cel osiągnął. Po awansie jednak nie dane było mu poprowadzić drużyny. Nie przedłużono z nim kontraktu a drużynę przejął szkoleniowiec młodzieżowych zespołów reprezentacji Polski Dariusz Wójtowicz. I właśnie za czasów tego trenera Miejski Klub Sportowy Sandecja odnosi największe sukcesy: 3. miejsce na zapleczu ekstraklasy w debiutanckim sezonie, wygrane z ŁKS, Górnikiem to tylko najważniejsze wydarzenia tamtego sezonu. W momencie gdy wydawało się, że w kolejnym sezonie Dariusz Wójtowicz będzie miał za zadanie kontynuację dobrej passy, niespodziewanie po rundzie jesiennej podziękowano mu za pracę.
Do Nowego Sącza przyszedł człowiek ze Szczecina. Mariusz Kuras, w przeszłości znakomity defensor Pogoni, przyszedł do Nowego Sącza z jasno nakreślonym celem - najpóźniej w roku Mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie, Sandecja miała być w ekstraklasie. Co prawda sezon dopiero się zaczął ale patrząc na styl Biało-Czarnych można mieć obawy czy uda się cel zrealizować.

Upadek twierdzy

Sandecja bowiem straciła jeden ze swoich głównych atutów - atut własnego boiska. Wcześniej to właśnie na Kilińskiego można było z dużą pewnością wierzyć w punkty. Obecnie to wszystko zostało zatracone – zdarzają się dobre mecze jak z Arką Gdynia, ale też tak katastrofalne jak z Wisłą Płock czy Polonią Bytom. Nie zamierzam twierdzić, że to wszystko wina trenera Kurasa – jednak faktem jest, że poza tym, że za jego kadencji zespół strzela dużo bramek nic nowego nie wniósł on do zespołu co miałoby jakieś rzeczywiste odbicie w wynikach.

Jeżeli do Nowego Sącza nie wróci „twierdza”, jeżeli w dalszym ciągu przy Kilińskiego rządził będzie przypadek kibice nad Dunajcem szybko na ekstraklasę się nie doczekają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24