Żytko: W przerwie nie było burzy czy tornada, ale męskie słowa

Jacek Żukowski/Gazeta Krakowska
- Szukamy cały czas pomysłów na przyciągnięcie większej liczby kibiców na stadion przy ul. Kałuży. Postanowiliśmy więc wprowadzić trochę więcej emocji... - śmiał się obrońca Cracovii Mateusz Żytko, komentując utratę prowadzenia 2:0 w I połowie spotkania z ŁKS-em.

- Oczywiście, tak nie było - dodał zaraz Mateusz Żytko. - Próbowaliśmy zakończyć mecz w pierwszej połowie, strzelić wystarczającą liczbę bramek, by sobie zapewnić spokojną drugą połowę, ale ŁKS grał ambitnie. Może to trochę za duże słowo - bo wyszły mu dwie wrzutki spod linii bocznej i wpadły dwie bramki. Do tego momentu ŁKS nie zaistniał.

Ale łodzianie "ukłuli" boleśnie dwa razy i balonik, który pompowali gospodarze, nagle pękł. Trzeba było brać się do roboty od nowa. Najpierw jednak przyszło spotkać się ze szkoleniowcem. W przerwie meczu w szatni trener Stawowy nie miał ciepłego powitania dla swoich podopiecznych.

- Powiedzieliśmy sobie kilka ostrych słów - mówi Żytko. - Wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie strzelić dwie kolejne bramki i tak też się stało. Nie było burzy czy tornada, ale męskie słowa. Tragedii nie graliśmy, żeby trzeba było szarpać się między sobą i wbijać do głowy, że trzeba inaczej grać. Mówiliśmy sobie, że musimy zagrać to, co potrafimy, spokojnie, bardziej się skoncentrować przy, wydawałoby się, niegroźnych sytuacjach ŁKS-u. Co prawda na początku II połowy rywale wyprowadzili bardzo groźne kontry, mogli nawet objąć prowadzenie, ale po naszej bramce na 3:2 ŁKS już przygasł.

Piłkarz dodał: - Druga połowa była dobra w naszym wykonaniu, oprócz goli Bartek Dudzic miał dwie okazje, ja też próbowałem głową strzelić gola, ale bramkarz był na posterunku. ŁKS też mógł coś strzelić. Myślę, że był to ciekawy mecz dla kibiców, może dzięki temu jeszcze więcej "pasiaków" przyjdzie na następne spotkania. A drużynę poznaje się nie po tym, jak kończy, ale jak zaczyna.

Gdyby "Pasy" z taką determinacją grały w minionym sezonie, pewnie kibice nadal oglądaliby spotkania na ekstrakla-sowym poziomie. Teraz krakowianie wprowadzają nową jakość do I ligi, choć jeszcze nie zawsze im to wychodzi. - Mamy świadomość, że jesteśmy jedną z nielicznych drużyn, która ma swój styl, która próbuje rozgrywać każdy mecz jeśli nie tak samo, to przynajmniej podobnie - twierdzi Żytko. - To, czego nam zabrakło tydzień temu, nadrobiliśmy. Popracowaliśmy w tygodniu, przygotowaliśmy się dobrze i są tego efekty.

W sobotę Żytko musiał kierować nową obroną. Nie było Milosa Kosanovicia i Andraża Struny, powołanych do swoich reprezentacji. - Nieważne, kto gra, wszyscy zawodnicy są ważni dla zespołu - mówi Żytko. - Nie było widać, że kogoś brakowało. Trudno nieszczęściem nazwać to, jak się jest powołanym do kadry swojego kraju, ale chłopcy będą musieli sobie wyszarpać pazurami tę pierwszą jedenastkę. Ci, którzy dostali szansę, postarają się "przyspawać" do pierwszego składu.

Gazeta Krakowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24