Marcin Brosz: Bardzo lubię pracę całodobową [WYWIAD]

Artur Kurzawa
Marcin Brosz, trener Korony Kielce
Marcin Brosz, trener Korony Kielce Lukasz Zarzycki / Echo Dnia / Polska Press
Marcin Brosz jest bez wątpienia trenerem, który kapitalnie odnajduje się w najtrudniejszych sytuacjach. Korona pod jego wodzą błyszczała grą defensywną nie tylko na krajowym podwórku, ale również w Europie. Jaki sposób na rozwiązywanie problemów organizacyjnych oraz sportowych ma Marcin Brosz? Czego nauczył się od najlepszych menedżerów na świecie? O sytuacji w „Złocisto-krwistych”, marzeniach, a zwłaszcza swoim trenerskim stylu - opowiada trener Korony Kielce.

Z bliska przyglądał się Pan pracy takich trenerów jak Mourinho, Klopp czy Benitez. W jakim stopniu nabyta wiedza, doświadczenie miało przełożenie na styl gry Piasta, a teraz Korony?
Po awansie do I ligi z Polonią Bytom (początek trenerskiej kariery Marcina Brosza – przyp. red.) za sprawą Jerzego Dudka miałem okazje pojechać do Liverpoolu. Nazwałbym to ogromnym szczęściem, że trafiłem na bardzo dobry okres tego klubu. Byłem tam dłuższy czas i bez wątpienia Benitez, który był wtedy zdobywcą Ligi Mistrzów, trenerem drużyny, która odwróciła losy meczu w Stambule bardzo dużo mnie nauczył. Mogłem zobaczyć coś od środka, od początku, to, w jaki sposób klub jest budowany – nie tylko pod kątem sportowym, ale również logistycznym, organizacyjnym. Na pewno wpływ tamtego okresu, trenera Beniteza jest mocny. W późniejszym okresie miałem również przyjemność oglądać innych, wcześniej wymienionych trenerów. Całkiem niedawno z Jurkiem i Darkiem Dudkiem ponownie odwiedziłem Liverpool, jednak tym razem obserwowałem Brendana Rodgersa, również bardzo dobrego menedżera.

To nie jest tak, że wszystko to, co z zagranicy, z zachodu, jest tym co chcemy. Zawsze podkreślam również wpływ polskich trenerów na moją pracę. Pamiętajmy, że my się jedynie przyglądamy temu, co dzieje się w silnych klubach, jednak żyjemy w Polsce, pracujemy tutaj, mamy pewne zwyczaje, pewne tradycje, pod które musimy się podporządkować. Oczywiście, tak jak powiedziałem, przyglądam się pracy tym wielkim szkoleniowcom, ale nie ukrywam, że dużo nauczył mnie trener Piechniczek, bardzo lubię pracę trenera Engla, szanuję także Jana Żurka, który wprowadzał mnie do Ekstraklasy, jako piłkarza i miał ciekawe spostrzeżenia taktyczne.

Gdybym ten wpływ innych coachów miał przełożyć na pracę, to stworzyłem sobie tzw. profil trenera. Pozbierałem sobie to, co widziałem, co mi się podobało. Jednak najważniejsze jest, że w trakcie obserwacji pracy tych trenerów cały czas myślałem o swoim klubie – jak można to przełożyć na Polonie Bytom, Piast Gliwice czy teraz Koronę Kielce. Czy jest to realne, czy daje możliwości, a jeżeli nie wszystko da się wprowadzić, to co można zmienić, aby poprzez trening uzyskać zamierzony efekt.

Wiele osób porównuje Pana do trenera z zachodu. Zgodzi się Pan z tym?
Na pewno w życiu trenera ważne są te pierwsze doświadczenia. Tak jak powiedziałem – ja miałem to szczęście, że pierwszym trenerem, któremu przyglądałem się z zewnątrz, nie jako piłkarz, był Benitez. To jest człowiek, który zwracał uwagę na szczegóły i była to pierwsza rzecz, która bardzo rzuciła mi się w oczy. Patrząc później na innych trenerów i samemu nad tym systematycznie pracując, widzę, że są to elementy, które na boisku decydują o wartości zespołu, o tym, czym mój zespół jest odróżniany od innych drużyn. Bardzo lubię pracę całodobową, nie wykonuje swojego zawodu jedynie na treningu, jednak lubię zerknąć również na to, co dzieje się wokół klubu. To ma swoje minusy, ponieważ odbija się to na mojej rodzinie, moich znajomych, ale z drugiej strony mogę kontrolować pracę nie tylko na boisku, ale również poza nim. Jeżeli pojawia się problem, to potrafię go szybko zneutralizować i zdiagnozować.

Zwłaszcza w Koronie, gdzie tych problemów – przede wszystkim na początku Pana pracy – było sporo.
Dalej jesteśmy w sytuacji ciężkiej. Idziemy zgodnie z planem naprawczym, który wspólnie został ustalony. Oczywiście były momenty, że pewne rzeczy mogliśmy zrobić lepiej, w niektórych sytuacjach natomiast zdobywaliśmy punkty, kiedy wydawało się to bardzo trudne. Taka jest piłka, piłka jest nieobliczalna. Na pewno sytuacja sportowa drużyny, pomaga sytuacji organizacyjnej. Dzisiaj, po tych pięciu, sześciu miesiącach pracy, klub jest zdecydowanie mocniejszy. Jesteśmy cały czas na początku, przed nami dużo pracy, ten klub dopiero się rozwija, zaczynamy tworzyć „nową Koronę”. Chcemy być naprawdę solidną drużyną. A taki klub musi być silny na wielu frontach – nie tylko sportowym, ale również organizacyjnym – musi mieć bardzo dobry kontakt z kibicami, dobrą współpracę z mediami, transparentność, kontakt z właścicielami i sponsorami itd.

Co zatem jest dla Pana najważniejsze – ten rok w Koronie czy długoletnie budowanie renomy klubu?
Nie da się niczego zrobić w tydzień, w miesiąc. Podpisałem kontrakt roczny i to, co zaplanowałem z radą nadzorczą i właścicielem, staram się realizować. Wiadome jest, że każdy trener ma parę scenariuszy. To, że mam pracować z pierwszym zespołem, wcale nie oznacza, że nie koncentruje się na tym, co dzieje się w grupach młodzieżowych, jak klub funkcjonuje organizacyjnie.

O co Korona walczy w tym sezonie? Nie wydaje się, że o utrzymanie, a tak mówiono przed rozpoczęciem rozgrywek.
Dawano nam bardzo nikłe szanse przed sezonem i powiem szczerze, że był to jeden z atutów, żeby pokazać, że z niemożliwego można bardzo dużo osiągnąć. To oczywiście ciągle nas bardzo motywuje. Na pewno walczymy o kibiców, aby stadion na Ściegiennego był zapełniony po brzegi, walczymy również o to, aby nasze spotkania były widowiskowe, dostarczały emocji. Bardzo chcemy, żeby ludzie żyli piłką nie tylko w trakcie meczu, ale przez cały tydzień. Chcielibyśmy również, aby o Koronie nie mówiono tylko w Kielcach, ale w całym województwie świętokrzyskim. Jeżeli zostanie to osiągnięte, to będziemy przekonani, że nasz klub wrócił na właściwe tory. Nie zmienia to faktu, że naszym celem nadrzędnym jest jak najlepsza gra i zdobywanie jak największej ilości punktów.

Na Pewno słyszał Pan o ostatnich rekordach Korony. Całkiem niedawno byliście na czele zestawienia drużyn, które straciły najmniej goli na wyjeździe w Europie. Jak Pan się odnosi do tego rodzaju statystyk?
Cieszymy się bardzo, bo wiemy, że byliśmy porównywani do topowych klubów Europy, jeśli chodzi o grę defensywną – do PSG, do Bayernu Monachium. To oczywiście ogromne wyróżnienie. Pokazuje to również, że chęcią i zaangażowaniem można przenosić góry. Pamiętajmy, że nasz zespół, zwłaszcza linię obrony, budowaliśmy nie tak dawno. Dodatkowo, kiedy już wszystko dopięliśmy, pożegnał się z nami Piotrek Malarczyk, ściągnęliśmy Maćka Wilusza, więc widzimy, że nie tylko pozycje zawodników się często zmieniały, ale również zmienialiśmy system gry – przechodziliśmy z 4-4-2 na 4-1-4-1 – szukając optymalnego ustawienia. Teraz pracujemy nad znalezieniem symetrii, optymalnego ustawienia. Zwiększyliśmy zaangażowanie ofensywne, aby strzelać więcej goli i trzeba powiedzieć, że to się sprawdza, napawa optymizmem. Jednak aby utrzymać nadal dobrą dyspozycję defensywną, musimy ciągle nad tym mocno trenować.

Gdyby miał Pan porównać Marcina Brosza, jako trenera Piasta, a teraz – co uległo zmianie?
Każdy się zmienia, każda praca, każdy mecz są nowymi doświadczeniami. Na pewno przekazuję jak najwięcej informacji o tym, co dzieje się w klubie, aby informować ludzi zarówno o tym, czego nie udało nam się zrobić, jak i o pozytywach. Pamiętajmy, że kibice żyją swoją drużyną, chcą o niej wiedzieć jak najwięcej, a najlepszym źródłem jest trener – czy to za sprawą rzecznika, czy konferencji prasowych. Cały czas się zmieniam. Teraz pracuję z innymi piłkarzami, nie możemy przerzucać pewnych stereotypów, pewnych zachowań, pewnych schematów. Dla mnie najważniejsza jest grupa z jaką trenuję, pod nią tworzymy system i plan gry. To, co wydarzyło się kiedyś, wcale nie oznacza, że teraz musi przynosić efekty. Każdy klub jest inny, każdy klub ma swoją tożsamość. Inaczej się pracowało w Bielsku, inaczej w Gliwicach, a zupełnie inaczej pracuje się w Kielcach. Wszędzie są inne oczekiwania, inne wymogi.

Polska piłka klubowa ma problem?
Ja mogę mówić o swoim klubie, bo tutaj pracuję na co dzień i jestem kompetentny, żeby wyrażać zdanie. Nie uważam, że polska piłka jest w problemie, bo nasza reprezentacja awansowała w kapitalnym stylu na Mistrzostwa Europy, w ciągu ostatniego roku wykreowaliśmy znakomitych piłkarzy. Wracając do piłki klubowej – dwa nasze kluby grały w Lidze Europy, oczywiście brakuje nam nadal drużyny, która dostanie się do fazy grupowej Ligi Mistrzów i od lat nas to wszystkich nurtuje. Uważam, że jeżeli będziemy robili nadal taki progres w tak szybkim tempie, to będziemy mieli bardzo dobrą reprezentację, przynajmniej jeden zespół w Champions League i kluby w Lidze Europy. Zbudowaliśmy wspaniałą infrastrukturę, z której możemy być dumni, a wzmożona praca z młodzieżą powinna odbić się na zespoły seniorskie. To jest tylko i wyłącznie kwestia czasu.

Preferuje Pan pracę całodobową, nie ma Pan czasu na rodzinę znajomych. Zatem piłka nożna jest jedyną pasją w życiu Marcina Brosza?
Każdy z nas wykonuje zawód, czy to jest trener, lekarz, górnik i dzisiaj żyjemy w takich czasach, że nie wystarczy pracować ośmiu godzin. Myślę, że moim największym hobby jest moja praca. To najfajniejsza rzecz jaka może spotkać człowieka, jeżeli może wykonywać to, co lubi. Wtedy ma się ogromny zapał. Ja już od dziecka swoją przyszłość wiązałem ze sportem, kończyłem studia pod tym kątem i cały czas próbuję się dokształcać oraz doszkalać. Wydaje mi się, że połączyłem pasję ze swoją pracą, to wszystko jest zbudowane w jedną całość.

Nie mówi Pan otwarcie o swoich marzeniach, ale w trakcie pracy w Żywcu wspomniał Pan o reprezentacji Polski. „Biało-czerwoni” to spełnienie marzeń Marcina Brosza?
Jako mały chłopak, kiedy zaczynałem biegać za piłką, miałem marzenia, w jakim klubie chciałbym grać i logiczne jest, że jako trener również je mam. Jeżeli nie ma marzeń – nie ma wyników, nie ma osiągnięć, nie ma parcia do przodu. To są rzeczy normalne, że każdy trener chciałby usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego czy hymn Ligi Mistrzów stojąc na murawie. Powiem szczerze, że dla mnie najważniejsza jest codzienna, systematyczna praca teraz. Nie odbiegam myślami tak daleko. Proszę pamiętać, że wykonujemy pracę bardzo ekstremalną i jesteśmy weryfikowani co tydzień. Z jednej strony trzeba mieć marzenia, ale nie można zapomnieć o tym, co dzieje się dzień w dzień z moim zespołem, z moim sztabem ludzi, muszę dbać o to, żeby moi zawodnicy się rozwijali, drużyna była silniejsza, a marka klubu była coraz to lepsza. Marzenia są dopiero na drugim albo trzecim miejscu.

Byłby Pan skłonny zaakceptować ofertę drużyny z zachodu czy propozycję Zbigniewa Bońka?
Na dzisiaj zaaprobowałem propozycję prezesa Korony Kielce i tak jak mówiłem – na tym się koncentruję i to jest mój priorytet. W moim zawodzie nie ma miejsca na dekoncentrację, nawet na sekundę. Nawet jak teraz rozmawiamy, to ciągle myślę o tym, co trenerzy innych drużyn są w stanie przygotować na konfrontację z moim zespołem.

Na Marcina Brosza możesz zagłosować w naszym plebiscycie na najlepszego trenera jesieni w Ekstraklasie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24