Podsumowanie 16. kolejki La Liga: Pierwsze derby Krychowiaka, rekordowy Real i andaluzyjska niespodzianka

Paweł Jagła
Ostatnia przed świętami kolejka La Liga okazała się rundą historyczną dla Realu, Malagi i Grzegorza Krychowiaka. W większości spotkań górą byli faworyci, choć zdarzyły się też dwie niespodzianki, których ofiarami padła Valencia i Atletico Madryt.

Valencia 2:2 Getafe

Pierwszą niespodzianką w 16. kolejce Primera Division jest remis Valencii z Getafe, które przez wielu jest określane drużyną bez twarzy ze względu na często nijaką, przeciętną i bezbarwną grę, która daje ekipie z przedmieść Madrytu utrzymanie w lidze, bez ambicji na nic więcej. Ta „bezstylowa” gra zarzucana piłkarzom Getafe skutkuje w meczach przeciwko tym „wielkim”, czego najlepszym dowodem są spotkania np. z Barceloną na Colioseum Alfonso Perez czy mecz z Valencią. Wynik 2:2 może zadowalać przyjezdnych z Kastylii, którzy rozpoczęli strzelanie na Mestalla za sprawą znakomitej bramki z rzutu wolnego Sarabii. Valencia szybko odpowiedziała za sprawą Paco, ale jak szybko odpowiedziała, tak szybko znowu przegrywała. W tym wypadku nie popisał się Abdennour, który w niechlujny sposób podał do partnera czego efektem było przejęcie piłki przez Scepovićia. Po jego przejęciu piłka trafiła do Lafity, który nie miał problemów z umieszczaniem futbolówki w siatce.

Podrażnione Nietoperze ruszyły do ataku i jeszcze przed przerwą zdołali doprowadzić do wyrównania, a strzelcem bramki był Mina. W drugiej połowie piłkarze Neville'a usilnie próbowali zdobyć zwycięską bramkę. Blisko pokonania Guaity byli Parejo i Danilo Barbosa jednak w obu przypadkach górą był bramkarz Getafe. Remis z Getafe był dla Valencii piątym ligowym meczem z rzędu bez wygranej, a już za tydzień Los Ches jadą na El Madrigal zmierzyć się z Villarrealem, do którego tracą osiem oczek. Getafe natomiast dzięki porażkom czterech ostatnich drużyn wciąż utrzymuje się nad strefą spadkową.

Espanyol 1:0 Las Palmas

Walczące o wyjście ze strefy spadkowej Las Palmas przyjechało do Barcelony z zamiarem wywiezienia chociażby jednego punktu. Plan Kanaryjczyków mógł się ziścić już w na początku pierwszej połowy. Znakomita długa piłka od Simona trafiła do wbiegającego w pole karne Araujo, ten jednak źle przyjął futbolówkę, która odskoczyła mu od klatki piersiowej. Przez to napastnik Las Palmas stracił szansę na pokonanie Pau i zdołał tylko „dziabnąć” futbolówkę końcówką buta. Piłka po interwencji bramkarza Espanyolu trafiła pod nogi Nauzeta, który fatalnie przestrzelił z kilku metrów.

Z biegiem czasu do głosu dochodzili gospodarze. W drugiej połowie po dośrodkowaniu Salvy Sevilli, w znakomitej sytuacji znalazł się Caicedo ale piłka po jego strzale minęła lewy słupek bramki strzeżonej przez Varasa. Jak mawia przysłowie, co się odwlecze to nie uciecze. Już kilka minut później Caicedo stanął przed drugą szansą i tym razem nie miał problemu z jej wykorzystaniem. Kolumbijczyk otrzymał doskonałe podanie na jedenasty metr od Javiego Lopeza i pewnie niczym z rzutu karnego pokonał bramkarza przyjezdnych. Do końca meczu żadna ze stron nie stworzyła już sytuacji, która mogła zakończyć się bramką i ostatecznie trzy punkty pozostały w Katalonii.

Po tym meczu Espanyol pozostaje w środku tabeli, a Las Palmas święta spędzi na przed ostatnim miejscu. W 17. kolejce Espanyol jedzie na Ramon Sanchez Pizjuan stawić czoło Sevilli, natomiast drużyna z Wysp Kanaryjskich na własnym stadionie podejmie Granadę, do której traci zaledwie jeden punkt. Jeśli Kanaryjczycy ten mecz wygrają to w nowy rok 2016 mogą wejść będąc już poza najgorszą trójką.

Real Betis 0:0 Sevilla

Pierwszych swoich derbów Sewilli Grzegorz Krychowiak nie będzie dobrze wspominał. Nie ze względu na bez bramkowy remis, ale słabą grę, zmarnowaną sytuację i żółtą kartkę, przez którą Polak nie wystąpi w ostatnim tegorocznym spotkaniu przeciwko Espanyolowi. Tak jak można było się spodziewać, derby południowej Hiszpanii były pojedynkiem walki z dużą ilością kartek, przepychanek i zaczepek między zawodnikami. Chociaż widowisko nie porywało pod względem piłkarskim, to goście za sprawą Kevina Gameiro mogli dwukrotnie skarcić Betis zapewniając sobie trzy punkty i „panowanie w Sewilli”. Francuz jednak przegrał obydwa pojedynki oko w oko z Antonio Adanem, na początku pierwszej i drugiej połowy.

Podział punktów nie satysfakcjonuje żadnej ze stron. Betis nie zmienił swojej pozycji w lidze, a Sevilla powoli traci kontakt z czołówką i do miejsca premiowanego grą w Lidze Mistrzów traci już osiem punktów. Nie to jednak jest główną przyczyną niezadowolenia w obu obozach. Podopieczni Pepe Mela jak i Unaia Emery'ego nie zdołali zagwarantować swoim drużynom półrocznego panowania w Sewilli i na króla trzeba będzie poczekać do rundy rewanżowej, w której atuty będą po stronie drużyny Krychowiaka.

Deportivo La Coruna 2:0 Eibar

Deportivo, które przed tym meczem nie zaznało smaku porażki od ośmiu spotkań, było zdecydowanym faworytem. Goście nie zamierzali jednak łatwo się poddać tak jak w każdym innym spotkaniu o czym świadczy znakomite 10. miejsce w ligowej tabeli. Za „SuperDepor” w tym spotkani przemawiała również historia. Wcześniej obie drużyny mierzyły się czterokrotnie i tylko raz górą był Eibar jeszcze w czasach gdy obie drużyny były w Segunda Division.

Mecz od samego początku toczył się pod dyktando gospodarzy. Brakowało im jednak wykończenia, jak w sytuacji, gdy z lewej strony dośrodkowywał Martinez, a po kiksie obrońcy piłka trafiła pod nogi Fajra, który jednak z piątego metra nie potrafił wpakować piłki do siatki. Jeszcze przed przerwą Deportivo dopięło swego. Wychodzącego sam na sam Pereza sfaulował Riesgo, a sam poszkodowany pewnie wykorzystał jedenastkę zmylając bramkarza i posyłając piłkę w prawą stronę. Na początku drugiej połowy do ataku ruszył Eibar. Najlepszą okazję miał Escalante, którego strzał z półwoleja minął słupek bramki Depor o pół metra. Chwilę później Eibar grał w przewadze, po tym jak drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę obejrzał Luishino, który próbował wymusić rzut karny. Podbudowani przewagą liczebną Baskowie ruszyli do ataku. Jednak to nie oni zdobyli kolejną w tym meczu bramkę. Na piętnaście minut przed końcem bramkę po rzucie rożnym strzelił Arribas i mieliśmy już po meczu.

Eibar podobnie jak Valencia, w lidze nie potrafi wygrać już od pięciu spotkań. Nie zmienia to faktu, że zajmuje znakomitą pozycję w samym środku ligowej stawki. Piłkarze z Riazor zaliczyli dziewiąty mecz bez porażki i coraz śmielej pukają do europejskich pucharów. Jeśli utrzymają taką dyspozycję w przyszłym roku mogą wystąpić w Lidze Europy kosztem chociażby Valencii, Sevilli czy Athleticu Bilbao.

Real Madryt 10:2 Rayo Vallecano

¡Qué partidazo! - można by powiedzieć o tym meczu do 30 minuty. Wtedy właśnie drugą czerwoną kartkę zarobili piłkarze Rayo i w tym momencie spotkanie toczyło się już do jednej bramki. Sam początek meczu mógł zadziwić niejednego kibica. Szybki start Realu za sprawą Danilo, można by uznać za coś normalnego, ale już zdobycie dwóch bramek dla Rayo w przeciągu dwóch minut? Czyżby szykowała się sensacja na Bernabeu?

Wydawałoby się, że tak, gdyby nie bezmyślność Tito przy faulu na Kroosie, przez co zakończył swój występ w tym meczu osłabiając drużynę. Efektem tej kartki była wyrównująca bramka Bale'a po doskonałej asyście Danilo. Okoliczności bramki na 3:2 są dyskusyjne, jak rzut karny został podyktowany, tak sędzia mógł oszczędzić Baenę, który przytrzymywał w tej sytuacji Ramosa. Jedenastkę na gola z łatwością zamienił Ronaldo. Przed przerwą na 4:2 wynik podwyższył Bale i przed drugą połową można było robić zakłady ile jeszcze bramek w tym meczu zdobędą podopieczni Rafy Beniteza.

Jak wszyscy przewidywali, druga odsłona to mecz do jednej bramki. Królewscy dołożyli jeszcze sześć bramek i na koniec spotkania na tablicy wyników widniało 10:2. Rayo zostało rozjechane przez Real i mimo iż gospodarze grali z przewagą dwóch zawodników trzeba oddać im szacunek za powtórzenie wyniku z 1960 kiedy „dwucyfrówkę” po raz ostatni w Hiszpanii zaaplikowana została Elche. W tamtym spotkaniu drużyną strzelającą również był Real, a mecz zakończył się zwycięstwem 11:2.

Jeśli rekordów byłoby mało to zwycięstwo z Rayo dla Los Blancos było wiktorią numer 1600 w rozgrywkach Primera Division. Za plecami Madrytczyków plasują się Barcelona (1535), Atlético (1201), Athletic (1179) i Valencia (1168) i nie zanosi się na to by któraś z drużyn mogła zagrozić Realowi. Dotkliwa porażka nie wpłynęła na pozycję Piratów w lidze, którzy zajmują 18. miejsce. Real dzięki trzem punktom i porażce Atletico z Malagą zbliżył się do rywala zza między na dwa punkty.

Athletic Bilbao 2:0 Levante

Żeby utrzymać kontakt z czołówką Athletic musiał pokonać ostatnie w lidze Levante, co nie sprawiło Baskom żadnego problemu. Kibice zgromadzeni na San Mames mogli się nieźle zdziwić, gdy po błędzie Etxeity w sytuacji jeden na jeden znalazł się Ghilas. Napastnik „Żab” nie potrzebnie próbował kiwać Iraizoza czym sam skrócił sobie kąt i wyrzucił się do boku pola karnego marnując stuprocentową okazję. Po tej sytuacji gospodarze wzięli się do roboty, ale brakowało skuteczności. Znakomitą sytuację jeszcze w pierwszej połowie zmarnował Susaeta, który po wyjściu na doskonała pozycję trafił tylko w boczną siatkę. Na bramkę kibice musieli czekać do 55. minuty. Z rzutu rożnego dośrodkowywał Susaeta. Piłka trafiła na głowę San Jose, a ten nie miał problemu aby skierować ją do bramki.

Gospodarze złapali wiatr w żagle i chcieli jak najszybciej zamknąć mecz, w obawie przed przypadkową stratą bramki. Dwie najlepsze sytuacje na podwyższenie wyniku zmarnował jednak Aduriz. W pierwszej Levante uratował Marino na raty broniąc strzał Aduriza z piątego metra, wybijając piłkę w ostatniej chwili z linii bramkowej. Następną okazję napastnik Bilbao zmarnował już z własnej winy. Znakomicie zastawił piłkę czym zgubił obrońcę i wychodząc sam na sam uderzył po dalszym słupku nie trafiając w światło bramki. Co nie udało się Adurizowi udało się Williamsowi, po asyście tego pierwszego w sytuacji oko w oko z bramkarzem Bask nie zawahał się nawet na chwilę i mieliśmy 2:0. Po tej porażcie Levante „umocniło” się na ostatniej pozycji w lidze, co oznacza, że w tym sezonie „Żaby” będą głównymi faworytami do pożegnania się z La Liga. Zwycięstwo 2:0 dla gospodarzy pozwoliło na utrzymanie kontaktu z zajmującym szóste miejsce Deportivo i jednoczesne wyprzedzenie Valencii i Sevilli.

Granada 0:2 Celta Vigo

Przegrało Rayo, przegrało Levante, przegrało Las Palmas i aby było równo i sprawiedliwie przegrała również Granada. Tym razem ekipa z Andaluzji uległa rewelacji rozgrywek, Celcie Vigo. Mecz zakończył się już w pierwszej połowie, a obecną formę gospodarzy idealnie podsumowała bramka na 0:1 autorstwa Orellany. Szybka wymiana podań z pierwszej piłki i w mgnieniu oka dwóch piłkarzy Celty znalazło się przed bramkarzem Granady. Sytuacja ta nie mogła zakończyć się inaczej. Sene będący przy bramkarzu zagrał piłkę do Orellany, a ten miał przed sobą pustą bramkę. Druga bramka dla gości wyglądała podobnie. Kilka podań niczym na treningu między pachołkami i w polu karnym znalazł się nie pilnowany Jonny, który miał sporo czasu by poczekać na wbiegającego Aspasa. Piłka wyłożona na piąty metr po strzale Aspasa nie mogła się znaleźć nigdzie indziej niż w bramce.

Te dwie akcje dowodzą, że Celta w obecnym sezonie jest jedną z najlepiej grających drużyn w Hiszpanii czego odzwierciedleniem jest czwarte miejsce z dorobkiem 31 punktów. Druga połowa to przewaga ekipy z Vigo, niestety nie udokumentowana kolejnymi golami. W najdogodniejszej sytuacji na zdobycie trzeciej bramki był Sene, który minął kilku rywali, wbiegł w pole karne, ale jego strzał został obroniony przez Fenrandeza. Po tej wygranej Celta utrzymała się w czołówce i obecnie ma dwa punkty straty do Realu i cztery do Atletico i Barcy. Andaluzyjczycy nie wykorzystali okazji na ucieczkę z dołu tabeli i wciąż pozostają blisko strefy spadkowej mając taki sam dorobek jak pierwsze zagrożone spadkiem Rayo i jeden punkt więcej niż przed ostatnie Las Palmas.

Real Sociedad 0:2 Villarreal

Chociaż na Anoeta to gospodarze mieli przewagę to piłkarze gości trafili do protokołu pomeczowego jako zdobywcy goli. Zawodnicy Realu Sociedad nie potrafili wykorzystać sytuacji, które sobie stworzyli. Jedną z najlepszych zmarnował Bruma, który wkręcił w ziemię obrońców Villarreal ale nie zdołał pokonać Areoli. I choć Baskowie nacierali to Villarreal wyszedł na prowadzenia. Piłka wyłuskana Illarramendiemu przez Bakambu trafiła do Denisa Suareza, a ten mierzonym strzałem z okolic osiemnastego metra bez trudu pokonał Rulliego. Po zmianie stron Txuri-Urdin ruszyli do odrabiania strat, ale na linii fenomenalnie spisywał się wypożyczony z PSG Areola. Portero Villarrealu popisał się znakomitym refleksem broniąc strzał głową Illarramendiego.

Skomasowane ataki gospodarzy nie przynosiły oczekiwanego skutku, a wręcz przeciwnie. Broniący się podobnie jak w meczu z Realem Madryt, Villarreal przeprowadził zabójczą kontrę. Piłka wybita do przodu przez obrońców trafiła do Bakambu, który zgrał głową do wychodzącego Suarez. Pomocnik Żółtej Łodzi Podwodnej minął bez problemu Rulliego, który wyszedł z bramki niczym Neuer i sam pomknął do pustej bramki by dopełnić formalności. Kibice Sociedad muszą być zawiedzeni, bo siłą rzeczy to dwóch zawodników – Denis Suarez i Bakambu wygrali ten mecz dla Villarrealu. Dla gości ze wspólnoty autonomicznej Walencji było to trzecie zwycięstwo z rzędu dające utrzymanie jednopunktowej straty do Celty i czteropunktowej przewagi nad Deportivo. Niebiesko-biali dali zepchnąć się przez Malagę i z dwupunktową przewagą nad strefą spadkową nie mogą czuć się bezpieczni.

Malaga 1:0 Atletico Madryt

Na Estadio la Rosaleda doszło do nie lada niespodzianki. Zajmujące drugą lokatę w lidze Atletico nie sprostało gospodarzom przegrywając 1:0. Dla Malagi zwycięstwo nad Los Colchoneros było tym cenniejsze ze względu na fakt, iż ostatni raz przed własną publicznością pokonali Madrytczyków aż sześć lat temu. Na zwycięską bramkę nieco ponad 19 tysięcy kibiców czekało do 86. minuty, kiedy przerzut z lewej strony od Amrabata wykorzystał Charles. Brazylijczyk przy zdobytej bramce miał sporo szczęścia, gdyż piłka przy jego strzale odbiła się od nogi Diego Godina i wpadła przy krótkim słupku zaskoczonego rykoszetem Oblaka. Warto nadmienić, że podopieczni Simeone mecz kończyli w osłabieniu po tym jak Gabi w 56 minucie, po zagraniu ręką obejrzał po raz drugi w tym spotkaniu żółty kartonik. Dzięki zwycięstwu nad Atleti, piłkarze Malagi sprawili sobie spokojne święta z dala od strefy spadkowej. Lo Boquerones w ostatnich tygodniach notują zwyżkową formę. W ostatnich czterech spotkaniach zdobyli osiem punktów m.in. wygrywając z Atlecio czy remisując bezbramkowo z Athletikiem w Bilbao.

Sporting Gijon – Barcelona

Mecz pomiędzy beniaminkiem La Liga, a mistrzem Hiszpanii nie odbył się w ten weekend ze względu na Klubowe Mistrzostwa Świata, które wygrała Barca. Spotkanie zaplanowano na 17 lutego 2016.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24