Początki były trudne. Z uwagi na montaż oświetlenia na stadionie przy ul. Mickiewicza Chojniczanka była skazana na grę pierwszych 7 kolejek na wyjazdach. Piłkarze spędzali więcej czasu w podróży niż na treningach. Ostatecznie „Chojna” zgromadziła w tym trudnym czasie 7 punktów.
- Oceny tego okresu były różne. Ja jako trener zwracam uwagę na to, czy to, nad czym pracujemy na treningach, udaje się przenieść do gry - wspomina Mariusz Pawlak. - Źle nie było, ale kilka punktów więcej było w naszym zasięgu.
Powrót na własny stadion wypadł fatalnie. Mecz z Druteksem-Bytovią, który zawsze elektryzuje kibiców, zakończył się sromotnym laniem. Chojniczanka nie miała argumentów na rywali z sąsiedniego powiatu i piłkarze Tomasza Kafarskiego w krótką podróż powrotną do Bytowa zabrali z Chojnic komplet punktów.
- Oślepiły nas te światła. Zagraliśmy tak, że jak najszybciej chcieliśmy o tym meczu zapomnieć - wspomina Paweł Zawistowski, kapitan „Chojny”. - Przed meczem wypadło nam kilku szybkościowych zawodników, do tego nie trzymaliśmy się pozycji i dostaliśmy łomot. Wyciągnęliśmy z tego wnioski - usprawiedliwia trener.
Poprawa była tylko chwilowa. Wydawało się, że przegrana 1:6 z Bytovią będzie zimnym prysznicem dla piłkarzy Chojniczanki. Po trzech kolejkach, w których udało się nieco podreperować stan punktowy, nastąpił okres najbardziej bolesny dla kibiców. Chojniczanka nie była w stanie wygrać w 6 meczach z rzędu. Z każdą kolejką sytuacja robiła się coraz trudniejsza, a „Chojna” ocierała się o strefę spadkową.
- Na te problemy złożyło się kilka czynników. Przede wszystkim szwankowało nasze zachowanie na boisku i odpowiedzialność taktyczna. Doszły do tego długotrwałe kontuzje. Niejednokrotnie graliśmy otwartą piłkę, z której lepiej korzystali nasi rywale - wspomina szkoleniowiec.
Przełamanie przyszło dopiero późną jesienią. Od 7 listopada „Chojna” na poważnie zabrała się za odrabianie strat. Dobra forma w samej końcówce była wybawieniem, bo dzięki niej udało się odskoczyć na bezpieczną odległość od strefy spadkowej. Mariusz Pawlak zapewnia, że przez cały kryzys był przekonany, że zespół jest w stanie odbić się od dna. - Po porażkach nic nie zmienialiśmy. Trenowaliśmy tak samo - wspomina. Piłkarze w minionym miesiącu kilka razy udowodnili, że warto walczyć do samego końca, rozstrzygając losy meczu na swoją korzyść tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego.
Równolegle z ligowymi potyczkami toczyły się rozgrywki Pucharu Polski. W nich Chojniczance udało się dotrzeć aż do ćwierćfinałów. „Chojnę” wyeliminowała dopiero Legia Warszawa. Dotarcie tak daleko w pucharach było historycznym wyczynem. - Nie każdy może strzelać bramki Legii, nam się to udało dwa razy - podsumowuje Pawlak.
Żółto-biało-czerwoni mieli jesienią wzloty i upadki. Jednak nawet gdy zespół przegrywał, to na palcach jednej ręki można policzyć spotkania, w których „Chojna” zaprezentowała się słabo. Czasami po prostu brakowało szczęścia.
Nie zmienia to faktu, że nie wszyscy zawodnicy wywiązali się z pokładanych w nich nadziei. Sztab szkoleniowy podjął pierwsze decyzje kadrowe. W barwach „Chojny” na pewno nie zagra już Słoweniec Dragan Jelić. Wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy dostali również Radosław Bartoszewicz i Paul Grischok.
- Mamy zespół zbudowany na kilku podstawowych zawodnikach i paru młodych graczach chętnych do pracy i gry. Jeśli w zespole pojawią się nowe twarze, to będzie to 2-3 zawodników. Rewolucji nie będzie - zapowiada trener Pawlak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?