Podsumowanie 25. kolejki 1. ligi: Niespodzianka w Byczynie, przeprosiny w Ząbkach, Hajto wściekły na sędziego

Konrad Kryczka
Tomasz Hajto - trener GKS Tychy
Tomasz Hajto - trener GKS Tychy Łukasz Łabędzki
Poprzednia kolejka upłynęła nam w świątecznym klimacie, a niektóre zespoły doświadczyły lanego poniedziałku już w Wielką Sobotę. W dopiero co minionej serii spotkań piłkarze byli jeszcze widocznie przemęczeni po Wielkanocy, bo na boisku serwowali kibicom głównie ciężkostrawne potrawy. Byli jednak i tacy, którzy woleli Prima Aprilis i na wszelki wypadek powtórzyli je niemal dwa tygodnie później.

Przesunięty w czasie primaaprilisowy żart sprawili swoim kibicom zawodnicy Termaliki. Niecieczanie, którzy po zakończeniu jesiennej części sezonu byli liderem tabeli, aktualnie grają tak, że na koniec rozgrywek będą mogli pogratulować Wiśle Płock oraz Zagłębiu Lubin awansu do Ekstraklasy. A wtedy znów pojawią się zarzuty o odpuszczeniu awansu, którym piłkarze będą zaprzeczali na wszelkie sposoby. Sami nie bawimy się w tego typu oskarżenia, bo doskonale wiemy, że rozgrywki w Polsce są specyficzne, a faworyci często przegrywają. Tak jak w przypadku Termaliki, która poległa w starciu z Widzewem 1:2. Dla łodzian jedną z bramek strzelił Mariusz Rybicki, który obecnie jest jedną z ważniejszych postaci w Widzewie. Dla niego to co prawda dopiero trzecie trafienie w sezonie, ale trzeba pamiętać, że jesienią ani razu nie trafił do siatki. - Po blamażu w Legnicy potrzebowaliśmy takiego meczu, żeby się przełamać. Bardzo gratuluję moim piłkarzom, bo na to zasłużyli. Nie funkcjonujemy jak sinusoida. Nie popadamy w hurraoptymizm po zwycięstwach, ani nie jesteśmy przygnębieni po porażkach – zapewniał trener Widzewa, Wojciech Stawowy, którego drużyna traci aktualnie osiem punktów do miejsca barażowego.

Zawiódł również inny pretendent do awansu, czyli Zagłębie, ale zespół Piotra Stokowca zdobył chociaż punkt. „Miedziowi” bezbramkowo zremisowali w Głogowie z Chrobrym w derbach Dolnego Śląska. Więcej powodów do zadowolenia mieli gospodarze, którzy ugrali punkt w starciu z groźnym rywalem. Nie do końca zadowoleni byli natomiast w Lubinie, choć i tam remisu nie traktowano w kategoriach tragedii. - Takie są Derby, kolejny mecz na 0 z tyłu i w sezonie dopiero trzeci mecz bez strzelonej bramki. Dzisiaj graliśmy trochę za wolno i stąd taki rezultat. Nasza dobra gra nie przełożyła się na bramki – podsumował Stokowiec, którego zespół ciągle znajduje się na szczycie tabeli.

Dystans do lubinian zmniejszyła Wisła. To właściwie jedyna drużyna z czołówki, która w ten weekend zainkasowała komplet punktów. Płocczanie, co już powoli staje się tradycją, skromnie (1:0) ograli Sandecję Nowy Sącz. Jedyną bramkę zdobył Piotr Darmochwał, ale bohaterem Wisły był raczej Jacek Góralski, który zagrał kolejne perfekcyjne zawody. – Cieszę się, że dalej punktujemy na wyjazdach, zwłaszcza że wiedziałem, że czeka nas trudny mecz. Szkoda, że nie wykorzystaliśmy kilku sytuacji w pierwszej połowie, bo wtedy grałoby nam się spokojniej – przyznał po meczu szkoleniowiec „Nafciarzy”, Marcin Kaczmarek. – Dzisiaj byliśmy równorzędnym rywalem dla Wisły, choć piłkarsko jest od nas lepsza. Boli, że bramka zdobyta przez rywali była prezentem na poziomie trampkarskim – żałował trener Sandecji, Dariusz Wójtowicz.

Jak Widzew ograł Termalicę, tak samo niespodziewanie Pogoń Siedlce wywiozła komplet punktów z boiska czwartej w tabeli Olimpii Grudziądz. Bohaterem meczu, w którym sędzia pokazała zawodnikom obu drużyn aż dziewięć żółtych kartek, został Hiszpan Chirri, który zdobył decydującą bramkę jeszcze w pierwszej połowie. – Nie powinniśmy przegrywać z o wiele mniej doświadczonym od nas zespołem. Nie muszę się jednak wstydzić za postawę, determinację, ambicję, czy stworzone sytuacje. Było widać, że moi zawodnicy wkładają w ten mecz serce – przyznał po ostatnim gwizdku sędziego trener Olimpii, Dariusz Kubicki. – Nasza sytuacja jest bardzo ciężka, więc namawiam zawodników do walki, gry z charakterem i ambicją. Przy odrobinie szczęście mogliśmy strzelić więcej niż jedną bramkę – podsumował szkoleniowiec Pogoni, Carlos Alos Ferrer.

Pełną pulę zgarnęła również Arka Gdynia, choć trzeba przyznać, że było to zwycięstwo wywalczone rzutem na taśmę. Zawodnicy Grzegorza Nicińskiego bramkę na wagę trzech punktów zdobyli dopiero w 90. minucie za sprawą doświadczonego Antoniego Łukasiewicza. Obrona Floty mogła paść wcześniej, ale wyśmienicie spisywał się jej bramkarz Łukasz Sapela, choć nie dał już rady uratować swojej drużyny od utraty gola. - Chcieliśmy wygrać, atakowaliśmy do końca i to się opłaciło. Chcieliśmy strzelić jak najszybciej, ale udało się dopiero w ostatnich minutach. Zawodnicy dziś bardzo się starali, w niektórych sytuacjach brakowało jednak jakości – przyznawał Niciński.

Pozostałe spotkania zakończyły się remisami. Wydawało się, że po zwycięstwo po dwóch porażkach sięgnie Stomil, ale drużyna z Olsztyna, która prowadziła po bramce Maczułenki z 28. minuty, straciła gola 10 minut przed końcem spotkania. Na wagę remisu trafił dla Miedzi Kadu, który pewnie wykorzystał rzut karny. Katastrofalnie wyglądał natomiast mecz w Ząbkach pomiędzy Dolcanem a Wigrami. Dwie niezłe sytuacje na krzyż i zmęczenie na twarzach kibiców. Cały mecz najlepiej podsumował Dariusz Dźwigała, trener Dolcanu. – Muszę przeprosić ludzi, którzy przyszli na to spotkanie i musieli oglądać naszą grę. „Gra” to może za duże słowo – ja sam się męczyłem, widząc to, co się dzieje – szczerze stwierdził po meczu szkoleniowiec. Bezbramkowym remisem zakończyło się również spotkanie GKS-u Katowice z Bytovią Bytów, w którym więcej było fauli i żółtych kartek niż udanych akcji.

Najciekawszym spośród remisów i w ogóle spotkań tej serii spotkań był mecz pomiędzy GKS-em Tychy a Chojniczanką Chojnice. Pojedynek zakończony wynikiem 3:3, pełen zwrotów akcji i nerwów kibiców obu drużyn oraz trenerów. – Czekałem sześć kolejek i muszę się do czegoś odnieść. Dwa dni temu mieliśmy szkolenie sędziowskie, na którym pokazano nam, że czerwona kartka w meczu z Arką była niesłuszna, w Świnoujściu zdobyliśmy prawidłowo gola, a na początku spotkania z Miedzią nie podyktowano rzutu karnego na Kowalczyku. Jestem zawiedziony postawą arbitra w dzisiejszym meczu, popełniał błędy w obie strony, dla mnie szczerze karygodne. Trzeba o tym mówić, bo sędzia swoją decyzją może zwolnić trenera, zaszkodzić klubowi. Od początku nie komentowałem sędziowania, uważałem, że ta karta w końcu odwróci się w naszą stronę, ale czara goryczy się u mnie przelała. Dzisiaj sędzia mocno nam zaszkodził. Musimy dalej walczyć, bo nie walczyliśmy tutaj tylko z Chojniczanką, ale także z formą arbitra – skomentował barwnie i szeroko trener tyskiego zespołu, Tomasz Hajto. A jako że gdzieś w swojej wypowiedzi wspomniał coś o czerwonej kartce z jednego z wcześniejszych meczów, przypomnimy tylko, że Muhamed Omić wiosną wyleciał z boiska już po raz trzeci. Z bardziej pozytywnych informacji należy zaznaczyć, że ciekawy pojedynek toczyli ze sobą napastnicy obu drużyn: po dwa gole zdobyli Maciej Kowalczyk oraz Tomasz Mikołajczak. - Cieszymy się, bo dalej jesteśmy zespołem, który nie przegrywa, ale mimo wszystko przyjechaliśmy tutaj po zwycięstwo – powiedział niepocieszony końcowym wynikiem Mariusz Pawlak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24