ŁKS przełamał się dzięki... Cabajowi. Porażka Sandecji w Łodzi

Daniel Kawczyński
ŁKS Łódź - Sandecja Nowy Sącz 3:1
ŁKS Łódź - Sandecja Nowy Sącz 3:1 Maciej Stanik
Po zaciętym pojedynku ŁKS Łódź pokonał Sandecję Nowy Sącz 3:1 i odniósł drugie zwycięstwo w sezonie. Duża w tym zasługa Mateusza Stąporskiego, który zdobył dwie bramki, i bramkarza gości, Marcina Cabaja, który nie popisał się swoimi interwencjami.

W niedzielne południe, na stadionie przy Alei Unii Lubelskiej zmierzyły się drużyny, których zadaniem w tym sezonie jest walka o pierwszoligowy byt. O ile Sandecja miała jeszcze cztery punkty przewagi nad strefą spadkową, to miejscowi znajdowali się w znacznie bardziej dramatycznym położeniu. W końcu zajmowali przedostatnie w miejsce w tabeli, a na dodatek musieli radzić sobie bez dopingu kibiców z Galery. Było to dość spore utrudnienie, tym bardziej, że dzisiaj czekał ich mecz prawdy, który miał zadecydować o przyszłości trenera Marka Chojnackiego.

Jeśli w całym marazmie, można było mówić o jakichkolwiek pozytywach, to dotyczyły one powrotów do składu kontuzjowanych Daniela Bruda, Jacka Kuklisa, Michała Osińskiego, Dawida Sarafińskiego, Agwana Papikjana i Kamila Poźniaka.

Z całej piątki tylko Sarafiński i Poźniak zagościli w wyjściowej jedenastce, ale szczególnie cenna okazała się obecność byłego gracza Lechii Gdańsk. Już w 2. minucie zmusił Marcina Cabaja do niepewnej interwencji, a 180 sekund później świętował bramkę z rzutu wolnego. Z podziękowaniami powinien się jednak udać do bramkarza Sandecji, bo to po jego rękach piłka zatrzepotała między słupkami.

ŁKS prezentował się dobrze jak nigdy. W obronie skutecznie tonował ofensywne zapędy przeciwnika. Po jednym z odbiorów ruszył z dynamiczną kontrą. Fantastyczny, kilkudziesięciometrowy rajd przeprowadził Mateusz Stąporski i mimo asysty obrońców zdołał pokonać wychodzącego Cabaja.

Dwa gole chyba za bardzo podbudowały gospodarzy. Zamiast kontynuować natarcia, wyraźnie się cofnęli, a na dodatek popełniali często bardzo proste błędy. Narażali się przez to na szybko wyprowadzane ataki gości, którzy mimo dwubramkowego balastu wcale się nie załamali i z uporem maniaka dążyli do zdobycia kontaktowej bramki. W 16. minucie Arkadiusz Aleksander przestrzelił z pięciu metrów. Chwilę później Bogusław Wyparło z największym trudem wyciągnął uderzenie z dystansu Filipa Burkhardta. Łodzianie wyraźne odpuścili i doigrali się w 25. minucie, gdy na gapiostwie defensorów w polu karnym skorzystał Aleksander, zdobywając gola kontaktowego.

Dopiero wtedy do gospodarzy dotarło, że jeśli nie uporządkują gry, to stracą prowadzenie tak szybko jak zdążyli je uzyskać. Drobnymi kroczkami ponownie poczęli przejmować inicjatywę i udokumentowali ją w 34. minucie. Kolejny raz fenomenalnym rajdem popisał się Stąporski, zaś Cabaj nie popisał się przy wyjściu z bramki, czym właściwie sprezentował przeciwnikowi trzeciego gola. Gracz ŁKS-u nie miał kłopotów z trafieniem do pustej siatki.

Choć ŁKS prowadził 3:1, niewiele funkcjonowało jak w szwajcarskim zegarku. Na lewej flance defensywy kompletnie nie radził sobie Adrian Jurkowski, co goście starali się skrzętnie wykorzystać do przeprowadzenia akcji skrzydłowych. Po jednej z nich Bartosz Szeliga minimalnie chybił lewego słupka.

Druga połowa rozpoczęła się od szarpanych i przerywanych akcji z obu stron. W 55. minucie podopieczni Janusza Świerada mogli pokusić się o drugą bramkę, gdyby Wojciech Mróź główkował trochę niżej. W odpowiedzi szczęścia z 17. metrów poszukał Jakub Więzik, lecz Cabaj tym razem zdołał zaprezentować efektowną paradę.

W kolejnych fragmentach byliśmy świadkami bardzo chaotycznej gry. Jedna i druga drużyna dążyła do ataków, ale jak szybko zdążyła o tym pomyśleć, tak szybko ją kończyła, głównie przez własną niedokładność lub defensorów przeciwnik.

W 81. minucie odżyły nadzieje gości. Najpierw Wyparło odbił przed siebie piekielnie mocne uderzerzenie z rzutu wolnego. W podobny sposób poradził sobie z dobitką Mroza, ale przy próbie Alekansdra nie miał już najmniejszych szans.

Niewiele brakowało, by w doliczonym czasie po raz trzeci wyjmował piłkę z siatki. Po błędzie obrońców, Adrian Świątek zakończył swój rajd w polu karnym i z bliskiej odległości przymierzył prosto w boczną siatkę.
Na ripostę łodzian nie trzeba było długo czekać. Po dobrym podaniu w polu karnym wspaniale szarżował Dawid Sarafiński i... przewrócił się. Gwizdek arbitra ani drgnął. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

ŁKS odniósł drugie zwycięstwo w sezonie, zbliżając się na trzy punkty do bezpiecznej strefy. Z kolei Sandecja ma już nad miejscami spadkowymi tylko pięć oczek przewagi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24