Mógł być w Widzewie, trafił do szkockiej Premiership

Wojciech Pawłowski, który do tej pory był pewniakiem w bramce, pauzuje za czerwoną kartkę. Między słupkami stanie prawdopodobnie Patryk Wolański, któremu lada dzień kończy się kontrakt i klub nie rozmawia z nim o jego przedłużeniu, co oznacza, że zamierza się z nim rozstać. Co więcej, Wolański nie jest w pełni sił, bo ostatnio zmagał się z urazem. Do tego nie ma pełnowartościowego trzeciego bramkarza, który w tej sytuacji mógłby usiąść na ławce i w pośpiechu trzeba było zgłaszać do rozgrywek dwóch graczy z klubowej Akademii, jednego 18-letniego, drugiego o dwa lata młodszego.

Tymczasem w mediach pojawiła się informacja, że 24-letni Maksymilian Stryjek podpisał trzyletni kontrakt z klubem szkockiej Premiership Livingston FC.

Dlaczego to ma znaczenie dla kibiców Widzewa? Bo Stryjek mógł być piłkarzem Widzewa. Nie chodzi już nawet o to, że był na testach w Łodzi w czerwcu zeszłego roku. Po tych testach został pozytywnie zaopiniowany, jego umowa została przygotowana i czekała na podpis. Ale nie została podpisana. Była to jedna z pierwszych decyzji prezes Martyny Pajączek, która kilka dni wcześniej objęła stery w klubie. Szefowa Widzewa zablokowała transfery przygotowane przez Łukasza Masłowskiego (chodziło o Stryjka, a także o Jakuba Łukowskiego). Wkrótce potem samego Masłowskiego się z klubu pozbyto.

Dzisiaj Masłowski może mieć satysfakcję, bo wydaje się, że zarówno Łukowski, jak i Stryjek byliby wartościowymi zawodnikami. Łukowski trafił do Olimpii Grudziądz, skąd pozyskała go Miedź Legnica, której jest podstawowym zawodnikiem. Stryjek z kolei po występach w jednej z niższych lig angielskich trafił ostatecznie do szkockiej ekstraklasy. Były dyrektor sportowy Widzewa nie omieszkał tego zasygnalizować. Na Twitterze pod komunikatem o podpisaniu kontraktu przez Stryjka napisał: „A mógł być w Łodzi”.