Ezequiel Bonifacio: Chcę zagrać z Podbeskidziem w Ekstraklasie

Przemysław Drewniak
Przemysław Drewniak
Ezequiel Bonifacio zbiera gratulacje kibiców po udanym występie przeciwko Widzewowi. Podbeskidzie wygrało z liderem 4:0
Ezequiel Bonifacio zbiera gratulacje kibiców po udanym występie przeciwko Widzewowi. Podbeskidzie wygrało z liderem 4:0 Jakub Ziemianin / TS Podbeskidzie
Rozegrał 119 meczów w argentyńskiej ekstraklasie, grał przeciwko Carlosowi Tevezowi i Fernando Gago, a jeszcze dwa lata temu strzelił gola drużynie prowadzonej przez Diego Maradonę. Dziś 27-letni Ezequiel Bonifacio zapewnia, że świetnie czuje się w Bielsku-Białej, a wraz z Podbeskidziem chce w przyszłym roku awansować do Ekstraklasy, o czym opowiedział w obszernej rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim”.

Chyba wszyscy na stadionie w Bielsku-Białej widzieli już piłkę w siatce po pana strzale z dystansu, gdy piłka trafiła w słupek bramki Widzewa. Było blisko gola kariery? A może zdobywał już pan takie bramki w Argentynie?
Zdecydowanie byłby to jeden z moich najładniejszych goli. Kilka razy byłem już bliski zdobycia bramki w ten sposób, ale jeszcze nigdy nie udało mi się trafić zza pola karnego.

Co efektowna wygrana z Widzewem (4:0) mówi o drużynie Podbeskidzia?
Myślę, że pokazuje jaki tak naprawdę jest nasz potencjał. Trzeba pamiętać, że mamy w składzie wielu młodych piłkarzy, którzy dopiero zdobywają doświadczenie. W niektórych sytuacjach na boisku brakuje nam jeszcze bezwzględności, ale przeciwko Widzewowi wszyscy pokazali swoją jakość. Jeśli zrobimy kolejny krok i będziemy prezentować taką grę bardziej regularnie, to stać nas na walkę o czołowe miejsca w lidze.

Przed meczem z liderem mówiło się sporo o tym, że Podbeskidzie niezbyt dobrze radzi sobie w starciach z drużynami z czołówki. W szatni również zauważaliście ten problem czy raczej został on wykreowany przez media?
Odkąd jestem w Polsce jeszcze nie widziałem, by Podbeskidzie odstawało od jakiegokolwiek z przeciwników. Mało tego, uważam, że długimi fragmentami to my byliśmy piłkarsko lepsi od większości rywali, z którymi się mierzyliśmy. Tak, były momenty cierpienia i przytrafiły się nam porażki, na przykład z Miedzią czy Arką. Ale kiedy przeanalizujemy przebieg gry, to w żadnym z tych meczów nie byliśmy słabsi od przeciwników. Po prostu nie zawsze potrafiliśmy przełożyć to na wynik, a w futbolu to jest najważniejsze.

Dla wielu kibiców Podbeskidzia pana transfer był zaskoczeniem. Piłkarze z Argentyny w Polsce to rzadkość, zwłaszcza z tak bogatym doświadczeniem gry w tamtejszej ekstraklasie. Jakie były kulisy przeprowadzki do Bielska-Białej?
Już od dawna chciałem przenieść się do Europy. Wcześniej różne okoliczności nie składały się tak, by mi to umożliwić, a kiedy wybuchła pandemia było to praktycznie niemożliwe. Zależało mi przede wszystkim na tym, by trafić do klubu, który naprawdę chce mnie pozyskać. Który wie, co mogę zaoferować na boisku i jak mogę wpasować się do drużyny. Rozmawiałem z moim agentem o ofertach z Hiszpanii i Włoch, ale wtedy pojawiła się propozycja Podbeskidzia. Po rozmowie z dyrektorem sportowym i prezesem poczułem, że to jest ta szansa, na którą czekałem.

Ma pan również włoski paszport – nie kusiło, by właśnie tam rozpocząć nowy etap kariery w Europie?
Moi pradziadkowie od strony taty byli Włochami z Sycylii, a rodzina od strony mamy pochodzi z okolic Rzymu. Miałem oferty z Serie B, ale propozycja Podbeskidzia była konkretniejsza. Muszę przyznać, że były pewne obawy, bo wiedziałem, że czeka mnie spotkanie z zupełnie inną kulturą. W Argentynie Polska nie jest krajem, o którym słyszy się często. A już bardzo rzadko ogląda się tam piłkę nożną z Europy Wschodniej. Ale od momentu przylotu do Polski czuję się dobrze i ani przez moment nie zwątpiłem, że była to dobra decyzja.

Były jeszcze jakieś inne czynniki, które przekonały pana do wyboru Podbeskidzia?
Istotne były również powody osobiste. Mój syn ma teraz rok i dziesięć miesięcy. Jego przyjście na świat zupełnie odmieniło moje życie. Zależy mi na tym, by zapewnić mu jak najlepszą przyszłość, a w Argentynie sytuacja jest niestety ciężka. Ludziom nie żyje się tak dobrze, jest dużo niepewności, a poza dużymi miastami panuje bieda. To również popchnęło mnie do podjęcia decyzji o wyjeździe.

Czy na dłuższą metę docelowym kierunkiem jest dla pana któraś z lig z Europy Zachodniej?
Koncentruję się teraz na tym, by jak najwięcej dać Podbeskidziu i byłoby nietaktowne, gdybym w tym momencie myślał o innych celach. W dodatku pandemia pokazała nam wszystkim, że trzeba zachować dużą pokorę wobec długofalowych planów. Skupiam się więc na tym, co mam do zrobienia tutaj. Nadrobiłem już zaległości treningowe po przyjeździe do Polski, ale czuję, że na boisku stać mnie na jeszcze więcej. Chciałbym, żeby Podbeskidzie w przyszłym sezonie występowało już w Ekstraklasie. Widzę nastawienie kolegów z szatni, ludzi pracujących w klubie i wiem, że wszyscy mają podobne życzenie.

Zróbmy teraz krok wstecz i przenieśmy się do Argentyny. Grał pan przeciwko takim klubom jak Boca Juniors czy River Plate, w których nie brakuje wielkich nazwisk. Który z przeciwników zrobił na panu największe wrażenie?
Było ich kilku, miałem okazję rywalizować na boisku na przykład z Fernando Gago, Maxim Rodriguezem czy Carlosem Tevezem. Przeciwko Tevezowi zagrałem wkrótce po tym, jak wygrał Ligę Mistrzów z Juventusem i wrócił do Argentyny. Wydawało mi się, że nie da się go zatrzymać. Niesamowity piłkarz, obdarzony dynamiką zupełnie inną od pozostałych.

Zostać zawodowym piłkarzem w takim miejscu jak Argentyna, gdzie rywalizacja między młodymi zawodnikami jest ogromna, jest wielkim wyczynem samym w sobie. Pan od początku wiedział, że zwiąże swoje życie z piłką?
W Argentynie piłka to nie tylko fenomen społeczny, dla wielu to także jedyna szansa na lepsze życie. Akurat w moim przypadku było inaczej, bo moja rodzina nie była biedna - mimo lepszych lub gorszych momentów rodzice starali się, by w dzieciństwie niczego mi nie brakowało. Zawsze mogłem liczyć na jedzenie na stole, ubrania i buty, w których mogłem grać w piłkę. Ale w wielu innych domach wcale tak nie było. W takich okolicznościach, i to w kraju, który wręcz oddycha futbolem, rywalizacja może przytłoczyć. Wielu młodych chłopaków od małego mierzy się z ogromną presją. Wygląda to zupełnie inaczej niż w Polsce, gdzie poszczególne kluby i szkółki piłkarskie mają swoje boiska i ośrodki. W Argentynie wiele klubów nie ma warunków, by przyjmować zawodników z innych miast czy części kraju, który pod względem powierzchni jest znacznie większy niż Polska. Ja już jako mały chłopczyk chciałem zostać piłkarzem, choć wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, ile będzie mnie to kosztować wysiłku i wyrzeczeń. W wieku 14 lat opuściłem rodzinny dom i mierzyłem się ze stresem, z którym tak młody człowiek nie powinien mieć do czynienia – choćby z samotnością w dużym mieście, czasami niebezpiecznym. Zawsze miałem wokół siebie dobrych ludzi, ale nie każdy ma takie szczęście. To, że mogę utrzymać siebie i swoją rodzinę z gry w piłkę, to bardzo ważne osiągnięcie i przywilej.

Większość swojej kariery spędził pan w klubie ze swojego miasta – Gimnasia y Esgrima La Plata. W 2019 roku zmienił pan klub na Unión de Santa Fé i już w pierwszym meczu przeciwko Gimnasii zdobył bramkę na wagę wyjazdowego zwycięstwa. Jakie to było uczucie?
Cóż, na trybunach wszyscy chcieli mnie pogrzebać pięć metrów pod ziemią (śmiech). W La Plata spędziłem jedne z najszczęśliwszych lat swojego życia. To tam spędziłem swoją młodość, tam z nastolatka dorosłem do bycia mężczyzną, tam poznałem kobietę, która dziś jest moją żoną. Dla mnie Gimnasia jest ściśle związana z wszystkimi tymi wspomnieniami. Kocham ten klub, więc gra przeciwko niemu była dla mnie trudnym przeżyciem. Zwłaszcza, że walczył wtedy o utrzymanie. Po zdobyciu tamtej bramki usłyszałem mnóstwo obelg z trybun, ale powiedzmy, że było to „uzasadnione” okolicznościami oraz tym w jaki sposób przeżywa się futbol w Argentynie.

Pytam o ten mecz także ze względu na to kto był wówczas trenerem Gimnasii. Jak się czuje piłkarz, którego każdy ruch na boisku z bliska obserwuje Diego Armando Maradona?
Kiedy zaczyna się mecz, świat zewnętrzny niemal dla mnie nie istnieje, więc będąc na boisku nie robiło to na mnie takiego wrażenia. Mam 27 lat, więc nie widziałem na żywo Maradony grającego w piłkę. Ale przyznam, że gdy pierwszy raz zobaczyłem go przed meczem wchodzącego na boisko, poczułem coś niezwykłego. Może zabrzmi to niedorzecznie, ale roztaczała się wokół niego niespotykana aura, jakaś zupełnie inna energia. Nigdy nie należałem do osób, które widziały w nim Boga, traktowałem go przede wszystkim jako normalną osobę. Zdaję też sobie sprawę z kontrowersji, jakie mu towarzyszyły. W Argentynie często powtarza się cytat: „nie interesuje mnie to, co robił Maradona ze swoim życiem, ale interesuje mnie to, co zrobił z moim”. Mi wydaje się to niesprawiedliwe i moje spojrzenie jest bardziej krytyczne. Ale w tamtym momencie nawet ja odniosłem wrażenie, że w tym człowieku było coś wyjątkowego. Coś czego nie mają inni.

W Gimnasii grał pan w meczach z Estudiantes, nazywanymi El Clásico de La Plata, które w Argentynie uchodzą za jedne z najgorętszych derbów. Po takim przeżyciu chyba już żadne trybuny w Europie nie mogą być straszne?
Mieszkałem w La Placie przez 11 lat. Już jako dziesięciolatek zacząłem grać w juniorskich drużynach Gimnasii, więc żyłem Klasykiem od dziecka. Te mecze to piękne przeżycie, bo wcale nie chodzi tylko o te 90 minut gry. Ludzie emocjonują się nimi już kilka miesięcy wcześniej. A gdy przychodzi tydzień, w którym rozgrywane są derby, w mieście można się wyczuć inną atmosferę. Dla piłkarza te mecze są bardzo trudne, bo czasami nie da się w nich oddzielić przygotowania do gry od tych wszystkich emocji. W Argentynie ze względów bezpieczeństwa kibice gości mają w całym kraju zakaz wstępu na mecze, dlatego w drodze na stadion Estudiantes jechaliśmy w długim na kilka kilometrów szpalerze złożonym z naszych fanów. Widziałem ludzi, którzy pozdrawiając nas krzyczeli, płakali i wręcz błagali nas o zwycięstwo. Kiedy widzisz takie szaleństwo, to zdajesz sobie sprawę, że wcale nie grasz tylko w piłkę. Grasz także emocjami ludzi. Zdajesz sobie sprawę, że w tym momencie ich szczęście w życiu zależy od tego, czy uda ci się umieścić futbolówkę między słupkami bramki przeciwnika. I wtedy ciężko skoncentrować się wyłącznie na sportowej rywalizacji.

Grając w Polsce tęskni pan za takimi emocjami?
Tutaj też ludzie mają pasję do piłki, ale jest ona wyrażana zupełnie inaczej. Co wcale nie oznacza, że gorzej. W Polsce jeśli przegrywasz, ludzie są rozczarowani, ale nie traktują cię jak najgorszego na świecie. Słyszę piosenki śpiewane przez kibiców, które są zupełnie inne niż w Argentynie, odwiedzam stadiony i miasta, które wyglądają inaczej. Cieszy mnie to, że doświadczam w Polsce zupełnie innej kultury niż ta, do której jestem przyzwyczajony.

A jakie różnice może pan wskazać pod względem piłkarskim?
Nie jest mi tak łatwo porównywać lig w obu krajach, bo w Argentynie nie grałem nigdy na drugim poziomie rozgrywek. Drużyny w Superlidze grają bardziej intensywnie i są bardziej zaawansowane taktycznie niż drużyny w pierwszej lidze w Polsce. Ale wiem, że kluby z drugiego poziomu ligowego w Argentynie nie są nawet w połowie tak dobrze zorganizowane jak tutaj. Zazwyczaj są zarządzane przez ludzi, którzy nie mają o tym pojęcia. Zdarza się, że zawodnicy przez kilka miesięcy nie otrzymują ani jednego peso, bo większość klubów zmaga się z poważnymi kłopotami finansowymi. Inne jest także sędziowanie – w Argentynie pozwala się zawodnikom na znacznie więcej. Zresztą widać to po mnie, bo w Polsce ani się nie obejrzałem, a już miałem na swoim koncie trzy żółte kartki. Muszę się do tego przystosować, ale takie podejście mi się podoba - w ten sposób bardziej dba się o zawodnika, który jest przy piłce.

Pierwsze mecze w Podbeskidziu rozpoczynał pan na ławce rezerwowych. To była kwestia adaptacji do nowego stylu gry, a może do funkcjonowania w nowej szatni?
Myślę, że bardziej niż o aspekty czysto piłkarskie chodziło o przygotowanie fizyczne. Teraz jest już lepiej, choć jeszcze nie pokazuję stu procent swoich możliwości. Potrzebowałem też trochę czasu, by przyzwyczaić się do pewnych kwestii kulturowych, które były dla mnie nowe. Chodzi o małe szczegóły dotyczące choćby obyczajów w szatni. Na przykład w Argentynie w każdej drużynie były osoby, które zajmowały się zbieraniem ubrań, myciem butów, i tak dalej. Tutaj wiele z tych rzeczy musisz robić sam. Czy to źle? Nie, to kwestia kultury. Gdy mnóstwo takich szczegółów się nagromadzi, potrzebujesz czasu, by się przystosować. Czeka mnie jeszcze sporo pracy z językiem, bo przyjeżdżając do Polski mówiłem płynnie tylko po hiszpańsku, ale koledzy sprawiają, że już teraz czuję się w drużynie bardzo swobodnie.

Jak ocenia pan dotychczasową współpracę z Piotrem Jawnym i Marcinem Dymkowskim?
To trenerzy, którzy mają bardzo klarowny i wyrazisty pomysł na grę. Biorąc pod uwagę ich krótki czas pracy w Podbeskidziu i widząc na jakim poziomie gra już zespół, wydaje mi się, że wykonują bardzo dobrą robotę. Każdy w tej szatni potrzebował trochę czasu, by przystosować się do nowych okoliczności. Wierzę, że jesteśmy na dobrej drodze, a mecz z Widzewem jest tego potwierdzeniem. Najważniejsze jest to, że wszyscy pracują na ten sam cel, którym jest gra w Ekstraklasie w przyszłym sezonie.

Do Bielska-Białej przeprowadził się pan wraz z najbliższą rodziną. Jak zaadaptowaliście się do życia w Polsce?
Wraz z rodziną mojej żony, która jest w Argentynie, prowadzimy chat na Whatsappie. Wszyscy byli zaskoczeni, gdy wysłałem im zdjęcie po godzinie 16:00, na którym niebo jest już całkiem ciemne (śmiech). Cóż, są takie rzeczy, do których trzeba się przyzwyczaić. Ale miasto jest piękne, ludzie są bardzo uprzejmi. Ostrzegano mnie, że jadę do kraju, w którym jest chłodniejszy klimat, w którym społeczeństwo jest mniej ekspresyjne niż w Ameryce Południowej, ale wszyscy traktują tu nas bardzo dobrze. Czujemy się komfortowo. Jestem za to wdzięczny ludziom w Bielsku-Białej i staram się za to odpłacić jak najlepszą postawą na boisku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ezequiel Bonifacio: Chcę zagrać z Podbeskidziem w Ekstraklasie - Dziennik Zachodni

Wróć na gol24.pl Gol 24